sobota, 29 marca 2014

O czym mówią lisy cz.2

Od  tej pory co noc towarzyszył tacie w łowach. Naśladował tatę we wszystkim, skradał się najciszej, biegał najszybciej, ostrożnie wybierał jajka kurom, nie budząc nikogo. Polowali też na małe gryzonie lub ptaki. Leo dorastał i robił, co do niego należało, zgodnie z lisią tradycją. Często myślał jednak, że nie tak powinno wyglądać jego życie.
Którejś nocy, kiedy Leo przemierzał samotnie ciemną ścieżkę, usłyszał nad głową szept:
- Psssst! To ten lis, o którym wszyscy mówią, że jest najszybszy i najdzielniejszy ze wszystkich.
- Tak, to on!
- Ciekawe jak to się stało, że tak świetnie poluje...?
- Podobno szkoliły go wilki.
Leo nie wierzył własnym uszom.Czyżby to naprawdę o nim mówione były te miłe słowa? Zadarł łebek ku górze i zobaczył tam gromadkę kun.
- Cześć - odezwał się.
- Cześć - odezwało się jednocześnie dziesięć niemal identycznych głosików.
- O kim rozmawiacie?
- Jak to o kim? O tobie, chłopaku. Cały las o tobie szumi. W konarach ptaki, pod korzeniami gryzonie, na pniach wiewiórki, a my jesteśmy wszędzie i wszystko słyszymy - gadały kuny jedna przez drugą.
- Nie wiedziałem, że ktoś na mnie zwrócił uwagę - dziwił się dalej Leo.
- Dawno nie było w lesie takiego lisa jak ty, jesteś najlepszy, każdy to wie - trajkotały rozbiegane zwierzaki.
- Dziękuję wam, miło mi to słyszeć.
- To nam jest miło cię poznać. Zdradzisz nam swoje imię? Będziemy mogły się chwalić, że znamy najdzielniejszego lisa.
- Jestem Leo - przedstawił się lisek.
Tej nocy zdał sobie sprawę, że jest już dorosłym lisem, który świetnie sobie radzi, wbrew temu co powtarzał mu tata. Chciał się upewnić w swoich przemyśleniach. Poszedł do zwierząt, które znał z widzenia na leśnych ścieżkach - do dzików, wiewiórek i ptaków. Wszystkie uważały, że jest świetny w tym co robi. Leo jednak nie czuł się przekonany, więc poruszył ten temat z tatą:
- Tato, czy uważasz że jestem dobrym lisem?
Tata wytrzeszczył oczy na syna i nic nie odpowiedział.
- Tato, czy robię wszystko tak jak mi kazałeś? Czy dobrze wykonuję obowiązki lisa?
- Robisz to dobrze - przyznał niechętnie tata - Robisz to nawet lepiej, lepiej niż ja i twój dziadek i jakikolwiek lis, jakiego znam.
- Czemu nigdy mi tego nie powiedziałeś? - zasmucił się Leo.
- Bo chciałem żebyś był coraz lepszy, tak jak ja nie umiałem. Potem zaczęło mi być źle z tym, że stałeś się tak doskonały. Wstydziłem się przyznać, że przewyższyłeś mnie w sztuce polowania - mówił tata powoli. Tym razem to on wpatrywał się w swoje łapy, bojąc się oderwać od nich wzroku.
- Ojej. Widzisz tato, byłem nieszczęśliwy przez to, że nigdy mnie nie pochwaliłeś. Ciągle wydawało mi się, że muszę być jeszcze lepszy.
- Już jesteś najlepszy - przyznał tata i przyciągnął syna do siebie w przyjacielskim geście.
- Chyba czas, żebym zaczął samodzielne polowania - uznał Leo - i wykopał sobie własną norę.
- Tak Leo, jesteś już dorosły. Ale jeśli będziesz potrzebował mojej pomocy, przychodź śmiało.

Leo długo szukał w lesie odpowiedniego miejsca na swój nowy dom. Podobało mu się koło ogromnego dębu, po namyśle uznał jednak, że ta okolica pasuje jakiemuś większemu i bardziej dostojnemu zwierzęciu. Zastanawiał się również nad zakątkiem przy leśnym jeziorze, ale tam nora mogłaby zostać zalana podczas wiosennych roztopów. Przejrzał wiele innych miejsc, aż wreszcie rozpoczął kopanie swojego schronienia pod gałęziami kępy młodych świerków. Ich igły będą stanowić dodatkową ochronę przed intruzami, a gęste gałęzie osłonią przed zmienną pogodą. Napracował się, aby jego nowy dom był wygodny i bezpieczny. Kiedy uznał, że miejsce jest gotowe zaprosił brata i siostrę, żeby pokazać im gdzie teraz będzie mieszkał i by mogli go w razie potrzeby znaleźć. Rodzeństwo jeszcze przez jakiś czas ma mieszkać z rodzicami, a potem i oni poszukają sobie swoich schronień.
W nocy Leo ruszył na polowanie. Doskonale znał zasady i wiedział że poradzi sobie nawet w trudnej sytuacji. W razie kłopotów, może też liczyć na inne lisy i zwierzęta. Mimo to postanowił, że tym razem złamie reguły jakie wpoił mu tata i zapoluje na swój własny sposób. Dlatego podkradł się do podwórka, stanął blisko ogrodzenia i zawołał w ciemność:
- Pssst, jest tam kto?
Po chwili usłyszał nadbiegające psy, gotowe do przegonienia intruza.
- Czekajcie - powiedział Leo spokojnie.
- To lis! - gadały psy między sobą - będzie się skradał, będzie kradł, trzeba obudzić pana.
- Czekajcie - powtórzył Leo - gdybym chciał, bez problemu dostałbym się na wasze podwórko i zabrał co chcę. Wolę jednak zrobić z wami układ. Wejdę do kurnika i zabiorę tylko dwa jajka, więcej mi nie potrzeba. Nie wrócę tu przez najbliższy miesiąc, wkoło jest dużo więcej domostw.
- Musimy się naradzić - odpowiedziały psy i odeszły od ogrodzenia.
Leo wiedział, że to dopiero jest odwaga - porozumienie z wrogiem. Przechytrzanie go jest najprostszą drogą. Psy wróciły z odpowiedzią:
- Zgadzamy się na twoje warunki. Ale jeśli przyłapiemy cię tutaj niezgodnie z umową, to marny twój los.
- Świetnie, zatem umowa stoi - odparł Leo, który nie miał zamiaru oszukiwać. Za pomocą nosa podniósł siatkę okalającą podwórze i wśliznął się do środka. Zwinnie przedostał się do kurnika i nie robiąc hałasu zabrał dwa jajka, po czym podziękował psom i czmychnął w swoją stronę.
- W porządku z niego gość - stwierdził najstarszy z psów.
- Skąd wiesz czy nas nie oszuka? - chciał wiedzieć inny.
- Lisy zwykle mają spryt, ale nie mają odwagi. Ten lis ma zarówno jedno, jak i drugie. Nie potrzebuje oszukiwać, aby dostać to czego chce - wyjaśnił najstarszy.
Leo odwiedzał wiele okolicznych gospodarstw, rozmawiał z udomowionymi zwierzętami i rzadko zdarzało się, aby nie chciano go wysłuchać. Po niedługim czasie miał znajomych w całej okolicy, zarówno w lesie jak i poza nim. Zasłynął z tego, że był uczciwy wobec wszystkich.
Minęła pierwsza zima w życiu Leo, spadło dużo śniegu i czasem ciężko było znaleźć coś do jedzenia. Pomimo tego lis i jego rodzina nie odczuli głodu, bo Leo kręcąc się w pobliżu ludzkich siedlisk zdobywał kury i gęsi. Psy same oddawały mu ptactwo, które było osłabione.
Wkrótce Leo założył własną rodzinę, bo poznał bardzo miłą lisicę Lidkę. Kiedy na świat przyszły małe liski, Leo pozwalał im długo bawić się i wygłupiać, sam też do nich dołączał. Wiedział, że zabawa jest przygotowaniem do życia. Potem wszystkie małe liski uczył wszystkiego, co sam potrafił. Ich małe sukcesy bardzo go cieszyły, więc często używał słów: Brawo! Wspaniale! Bardzo się starasz! Świetnie ci idzie!
Czekało ich wiele szczęśliwych chwil w norze między świerkami. 
Koniec

sobota, 22 marca 2014

O czym mówią lisy cz.1

Leo wbrew temu co można podejrzewać na podstawie brzmienia jego imienia, nie był lwem, ale lisem. Rodzice chcieli, aby był odważny jak lew, dlatego nadali mu takie imię. Cała rodzina nie przepadała za popularną opinią, że lisy są chytre, sprytne i lubią oszukiwać. Rudy kolor ich futra wcale nie oznacza, że posiadają takie niekorzystne cechy. Zależało im, aby lisia rodzina kojarzona była bardziej szlachetnie, dlatego pierwszy mały lisek, który pojawił się w norze pod korzeniami sosny, został nazwany Leo.
Kiedy tylko Leo zaczął otwierać oczy, tata wyciągnął go na zewnątrz, aby mały od początku uczył się jak być Prawdziwym Lisem.
- Musisz być dzielny Leo, przestań się mazgaić! - upominał go tata, kiedy Leo stawiał pierwsze nieporadne kroki poza rodzinną norą. Plątały mu się łapki, leciał na pyszczek prosto w piaszczyste poszycie lasu. Upominany pomrukami taty szybko się podnosił i strzepywał igliwie z sierści. Tata chyba zapomniał jak to jest, kiedy pierwszy raz opuszcza się bezpieczną norę. W jej ciepłym, ciasnym wnętrzu mały lisek nie ma szans na wyćwiczenie siły w łapkach, bo ciągle wpada na rodzeństwo, rodziców lub wgłębienia w ścianach.

- Synu, jako najstarszy z rodzeństwa będziesz biegał najszybciej ze wszystkich i pomagał mi w polowaniu - komenderował tata patrząc jak Leo niepewnie stoi na drżących nogach.
- Dobrze, tato - zgodził się Leo pełen zapału, aby wspierać tatę we wszystkim - Zobacz już umiem się utrzymać na nogach!
- To jeszcze nie jest wszystko na co cię stać - obwieścił tata - Zobacz ja niepewnie stoisz na tych swoich chudych patyczkach. Cały się telepiesz z wysiłku.
- To trudne tak ustać - zasmucił się Leo, bo trzymał się na łapkach resztkami sił.
- Akurat stanie nie jest niczym trudnym. Szybkie i ciche bieganie to dopiero sztuka. Ale najpierw musisz nauczyć się chodzić. Proszę bardzo, prawa do przodu! Prawa, lewa, prawa, lewa!
Leo posłusznie podniósł prawą przednią łapę, a wraz z nią tylną. Próbując utrzymać się tylko na kończynach po lewej stronie, ponownie runął w piach.
- Co za niezdara - skomentował tata podbiegając do syna i szturchając go nosem, tak by mały mógł się podnieść - po co podnosiłeś łapę z tyłu?
- Powiedziałeś, żeby podnieść prawą, myślałem że tak trzeba - Leo był bliski płaczu.
- Wiesz kto chodzi w ten sposób? Osły! Wielbłądy! Wszystkie zwierzęta które żyją w niewoli! - wykrzykiwał tata, podskakując w złości wokół syna. Wzbijał przy tym chmurę kurzu, która podrażniła oczy małego liska. Mógł więc udawać, że łzy płyną z powodu kurzu. Był wyczerpany.
- No dalej, ostatnia próba i wracamy do nory - zakończył swój wybuch tata.
Lisek podźwignął prawą przednią łapę, a następnie bardzo skupiony na tym co robi dokładał kolejne, uważając by niczego nie pomylić. Udało mu się dotrzeć do otworu prowadzącego do rodzinnej nory. Tuż przed wejściem potknął się i upadł. Nie mógł już zatrzymać rozpędu, więc po prostu wtoczył się do środka, tratując siostrę i brata, którzy tam na niego czekali.
- Leo jeśli będziesz tak się wpatrywał w łapy, to jak chcesz coś upolować? - dopytywał tata, który podążał za synem.
- Jutro pójdzie mi lepiej - zapewnił Leo patrząc smutno na swoje brudne i zmęczone łapki - Zrobiłem postępy, prawda?
Spojrzał błagalnie na tatę.
- Niech będzie, nawet ci wyszło pod koniec - zdobył się tata na pochwałę.
Uradowany Leo zaczął opowiadać rodzeństwu o tym czego się nauczył, a tata wyruszył na polowanie.
Przez kolejne dni ćwiczyli coraz szybszy bieg. Leo dawał z siebie wszystko. Wracał do nory zawsze zmęczony, a w tym czasie jego siostra i brat bawili się na zielonej trawie koło domu, ganiając za motylami. Zazdrościł rodzeństwu, że nie mają takich obowiązków jak on, a jednocześnie był szczęśliwy że to właśnie jego tata wybrał na swojego pomocnika. Czasem dołączał do rodzeństwa żeby wraz z nimi powygłupiać się i pośmiać. Jednak zmęczenie brało górę nad chęcią zabawy i ostatecznie Leo leżał na kępie trawy a rodzeństwo szalało wokół niego.
Pewnego ciepłego wieczoru, gdy zapadał zmrok tata zadecydował:
- Leo, dziś pójdziesz ze mną na polowanie. Jesteś już wystarczająco przygotowany, żeby spróbować.
- Super tato, dziękuję - lisek podskoczył z radości.
- Nie ciesz się za prędko, mały, to będzie sprawdzian z tego co się nauczyłeś - ostrzegł tata.
- Powodzenia Leo - zawołał brat, a siostra pomachała kitką dodając mu otuchy, kiedy wychodził za tatą w ciemną noc.
Ojciec i syn ruszyli leśnym duktem, znanym tylko dzikim zwierzętom. Ludzie omijają takie ścieżki, które z pozoru porośnięte są krzewami, ale wystarczy pochylić się by zobaczyć, że wygodnie można pod nimi przejść. Lisy mknęły więc bardzo cicho, prawie niezauważone w leśnym mroku. Nad ich głowami toczyło się nocne życie: sowy hukały a nietoperze latały jak szalone łapiąc owady.
- Tato, ale fajnie! - wyszeptał Leo, chcąc podzielić się swoim nastrojem.
- Cicho młody, bo wszystko zepsujesz - ofuknął go tata. Szli więc w milczeniu, wybijając na ścieżce jak na bębnie, cichy wojenny rytm. Wreszcie znaleźli się w miejscu jakiego Leo jeszcze nigdy nie widział. Przed nimi stała ściana, która wyglądała jak zrobiona ze sztucznych drzew. Sztywnych i nienaturalnych, postawionych w równym rzędzie jedno obok drugiego. Tata wyjaśnił, że oto mają przed sobą płot, wykonany rękami Człowieka.
- Za płotem jest miejsce, które Człowiek uznaje za swoje. Oczywiście, jest to ziemia jak każda inna i należy do wszystkich, ale ludzie uwielbiają mieć różne rzeczy na własność, nawet takie których nie można posiadać - wyjaśnił tata.
- Wejdziemy tam? - chciał wiedzieć Leo.
- Oczywiście, wejdziemy. Człowiek trzyma tam mnóstwo jedzenia, którego nie jest w stanie sam zjeść. Zawsze zostaje mu więcej niż potrzebuje.
- Dzieli się z innymi? Zostawia je nam? - dopytywał lisek.
- Nie bądź głupi - obruszył się tata - Kiedy człowiek się zorientuje, że coś mu zostanie zabrane, robi straszną awanturę. Dlatego musimy uważać i będziemy się skradać.
Dokładnie tak jak zapowiedział tata, skradali się cicho po podwórku. Chowali się za wszystko, co znajdowało się na drodze - za krzewy, kamienie, posążki, szopy na narzędzia. Było tych kryjówek naprawdę mnóstwo.
- Idziesz jak słoń - upomniał tata - Idź szybciej i ciszej!
Leo miał świetny słuch i był przekonany, że porusza się bezszelestnie. Zrobiło mu się przykro, że tata nie docenia jego starań. Próbował więc ze wszystkich sił, by stawiać łapki delikatnie i z wyczuciem.
Pokonawszy ostatnią wolną przestrzeń znaleźli się przy małym budyneczku.
- To jest kurnik - wyjaśnił tata - Tam śpią teraz kury, a razem z kurami możemy tam znaleźć jajka. Ja wejdę do środka i wezmę, co nam trzeba. A ty stój na straży i pilnuj czy ktoś nie idzie.
Leo został więc sam w chłodzie nocy, rozglądając się uważnie. Nagle poczuł, że coś zbliża się do niego. Widział to w ciemności, było coraz większe. Jednak swoim lisim instynktem wyczuł, że to coś nie ma złych zamiarów, że bardzo się boi. W dodatku nie potrafi być cicho, tylko człapie. Jeśli Leo początkowo odrobinę się bał, to w tym momencie przestał. Rzucił w powietrze ciche:
- Cześć.
- Cześć - odpowiedział zalękniony głos.
- Kim jesteś? - zadał pytanie Leo.
- Jestem psem, nazywam się Dafi i pilnuję tego podwórka - wyjaśniła postać.
- Aha, a ja jestem lis Leo i przyszedłem tu na polowanie.
- Słyszałem o lisach, podobno my psy was nie lubimy, bo kradniecie ludziom jajka i kury.
- Kradniemy? Tata mówi że bierzmy tylko to, czego człowiek ma w nadmiarze - zdziwił się Leo.
- Mój pan kazał mi szczekać na lisy i je przeganiać - Dafi nagle zjeżył sierść, aby wydać się większy i groźniejszy. Leo przechył łeb, aby lepiej mu się przyjrzeć.
- Chyba możemy się dogadać. Obiecam, że weźmiemy tylko kilka jaj, tak by dużo jeszcze zostało dla twojego człowieka.
- Może być, ja nie lubię szczekać w nocy. Zwykle jest z tego więcej biedy niż pożytku.
Przyjemnie się z nim rozmawia, nie wiedziałem że psy są takie miłe, tata zawsze powtarza że to okropne typy - pomyślał Leo. Kiedy Dafi wrócił do budy, tata wychylił się z kurnika i razem zjedli kilka jaj. Wzięli ze sobą także parę sztuk dla czekającej w norze rodziny.
Leo chciał pochwalić się nawiązaną przyjaźnią, kiedy tylko rodzeństwo i mama otrzymali swoją porcję posiłku.
- Wiesz tato, rozmawiałem z psem na podwórku... - zaczął Leo.
- Jak to?! Z psem? To nasz wróg, mógł cię zabić, mógł zacząć szczekać i byłby to koniec polowania! - zaczął krzyczeć tata.
- On się bardzo bał, był mniejszy ode mnie... - tłumaczył Leo, ale czuł że zrobił coś bardzo złego.
- W ogóle nie rozumiesz, co to znaczy być lisem. Lis musi polegać na sobie, uciekać przed niebezpieczeństwem, czaić się - wyliczał tata.
- Myślałem, że można po prostu dogadać się z psami... - zasmucony lisek wpatrywał się w swoje łapki, bojąc się podnieść wzrok.
- Źle myślałeś! - zawarczał tata. - Tyle razy uczyłem cię, jak się skradać, jak zdobywać pożywienie, jak biegać, ale o dogadywaniu się z psami nie wpomniałem ani razu, zgadza się?!
- Tak, tato - przyznał Leo, ale w głębi serca poczuł się potraktowany niesprawiedliwie.
Nigdy nie będę tak wspaniałym lisem jak mój tata - pomyślał Leo - nie jestem wystarczająco dobry i odważny.
Cdn.

środa, 12 marca 2014

Opowiadanie: Nowy dzień nadchodzi cz. 2.

Ding dong! Zadźwięczał dzwonek do drzwi równo o godzinie 15 w sobotę.
Patrzcie, jacy punktualni - przemknęło Meli przez myśl. Zaczęły się sztywne powitania, całusy w policzki, uściski dłoni. Mela pozwoliła pogłaskać się po włosach i ucałować ciotce, a potem szybko wyciągnęła rękę do Kuby ze zdawkowym "cześć". Dokładnie tak jak sobie wyobrażała: okulary, koszula w kratę i za długie włosy. Jak dobrze że zostają w domu na obiedzie, gdyby ktoś ze znajomych zobaczył ją na mieście w towarzystwie takiego leszcza, spaliłaby się ze wstydu. W dodatku ktoś mógłby pomyśleć, że to nie kuzyn tylko... Mela ucięła tę myśl, ponieważ poczuła jak dreszcz przebiega jej po plecach. Goście przemieścili się do salonu, mama poszła do kuchni po talerze i półmiski.
- Pomogę ci! - rzuciła się Mela za nią, co wywołało uśmiech aprobaty u rodzicielki, która nie zdawała sobie sprawy, że był to pretekst do chwilowej ucieczki z towarzystwa.
Dla Meli czas przy stole ciągnął się dramatycznie, jak niepotrzebna scena w serialu. Rozmawiali głównie dorośli, co jakiś czas pytając ją lub Kubę o szkołę, oceny i inne mało istotne sprawy. Mela pozbierała naczynia, podczas gdy mama przygotowywała kawę i kroiła ciasto. Miała nadzieję, że wizyta nie będzie się przedłużać. Niestety pogaduchy dopiero zaczęły się rozkręcać, mama i ciotka przypominały sobie zdarzenia ze wspólnej młodości i co chwilę chichotały.
- Mela, zaproś Kubę do siebie, pokaż mu swój pokój - powiedział w końcu tata. Gdyby wzrok był bronią, Mela wyrządziłaby krzywdę tacie swoim spojrzeniem.
- Eee, no mam tam trochę bałagan...- próbowała oponować.
- My tu sobie pogadamy, a wy na pewno macie własne tematy, nie musicie się z nami nudzić - uparł się tata, nie zważając na miny córki.
Mela wstała powoli jakby nagle przytyła ze sto kilo.
- To chodźmy - machnęła ręką na Kubę, który bez słowa poderwał się i ruszył za nią.
- Ładnie tu masz - stwierdził, gdy otworzyła przed nim drzwi - sporo miejsca. Mi powoli zaczyna brakować miejsca.
- Masz za mały pokój? - zapytała Mela.
- Jest całkiem spory, tylko trzymam w nim sporo różnych rzeczy.
- Zbierasz jakieś graty? - zakpiła dziewczyna, ale on zdawał się nie zwracać uwagi na jej sarkastyczny ton.
- Powiedzmy, że graty. Części od komputerów, bo trochę się zajmuje elektroniką. Rower, książki, klatkę z papugą, gitarę... - wyliczał.
- Grasz na gitarze? - zainteresowała się Mela, tym razem całkiem szczerze.
- Tak. To znaczy może to za dużo powiedziane, że gram, bo ciągle się uczę.
- Fajna sprawa - przyznała Mela wskazując mu fotel. Sama siadła na sąsiednim, wyciągając z szafki chipsy marchewkowe.
- A ty co robisz w wolnych chwilach? - zapytał Kuba.
- Nic nadzwyczajnego. Oglądam seriale, siedzę w internecie, spotykam się z koleżankami.
- Jaka jest twoja ulubiona książka?
Mela milczała osłupiała.
Zadał jej pytanie o ulubioną książkę...
Książkę?!
- Wiesz, właściwie to ja wolę czasopisma...
- Na pewno coś czytasz.
- No tak, czytałam taką książkę...- próbowała sobie przypomnieć tytuł - Zmierzch!
- Mhmmm - Kuba wyglądał na rozczarowanego.
- Kurcze, głupio mi, nie pomyślałam że ktoś mnie zapyta o to jakie czytam książki.
- A co lubisz jeść? - zagadnął sięgając po marchewkowego chipsa.
- Eeee jeść? Jakbym nie musiała, to bym wcale nie jadła - zażartowała.
- Dlaczego miałabyś nie jeść?
- Żeby trzymać figurę bez ćwiczeń. Bo ja sporo ćwiczę żeby tak wyglądać - Mela wskazała palcem na swój płaski brzuch.
- To nie jesz dla przyjemności? - zdawał się nie dowierzać.
- Zwykle jem jogurty dietetyczne po treningu, różne sałatki...
- A obiad?
- Chude mięso i ryż i też sałatkę.
- Bez majonezu?
- Oczywiście.
- A jakbyś miała zjeść coś dla samego smaku, z gwarancją że nie przytyjesz? - dopytywał.
- Nie mam pojęcia.
- Na pewno jest coś takiego.
- Hmm, kiedyś zanim przeszłam na dietę lubiłam jeść potrawy z grilla. Mój tata robił świetny boczek z grilla - rozmarzyła się.
- O widzisz, boczek. Aromatyczny, pyszny boczek z chrupiącą skórką. To mówi mi o tobie dużo więcej niż dietetyczny jogurt bez smaku.
- Jedzenie świadczy o człowieku?
- Jasne, nie słyszałaś że jesteś tym co jesz?
- Słyszałam, dlatego wolę być chudym jogurtem, chudym kurczakiem...
- Jesteś też tym co czytasz. Jesteś piosenką, która ci utkwi w głowie. Jesteś wieloma rzeczami. Ale ludzie zwykle widzą te, którymi nie jesteś, dlatego patrzą na twój wzrost, figurę, dom.
- Dom jest ważny - obruszyła się.
- Pewnie, ważne jest skąd pochodzisz. Ale jeszcze ważniejsze jest dokąd zmierzasz.
- Więc pewnie następne pytanie będzie: o czym marzysz? - domyśliła się.
- O tym też chętnie z tobą porozmawiam. Ale może ty chcesz o coś zapytać?
Jasne że chciała! Nagle pojawiło się w jej głowie mnóstwo pytań. O ten rower na którym jeździ, o tą elektronikę, którą się zajmuje, bo przecież czasem psuje jej się laptop, o papugę, o to czy pamięta jak jej czytał książki podczas, gdy ona zjadała jego kolację... I tak, o książki też chciała go zapytać, w końcu on więcej czyta i może coś jej poleci, co ją w końcu zainteresuje. Chciała żeby też pomyślał, że jest interesująca, więc opowie mu o swoich treningach i tym filmie, który ostatnio widziała, a był całkiem mądry, nie tak jak seriale, a nie miała z kim o nim podyskutować...

W czasie rozmowy okazało się, że oboje uczyli się grać w szachy, więc Mela wyciągnęła szachownicę i figury i zmierzyli się na tym polu. Nawet nie zauważyła, kiedy popołudnie przemieniło się w wieczór.
Mieli sobie tyle powiedzenia i... nie zdążyli poruszyć wszystkich tematów, bo rodzice Kuby zajrzeli do pokoju z informacją, że muszą się zbierać.
Zanim Kuba opuścił jej pokój rzekła:
- Dzięki Kuba... - nie wiedziała jak ubrać w słowa, to co chciała wyrazić - Dziękuję, że tak się miło gadało. Bo ty jesteś inny niż wszyscy...
- Pewnie pomyślałaś, że jestem frajerem - zgadł.
- Wcale nie! - przeraziła się Mela - To znaczy... tak, na początku pomyślałam w ten sposób, ale cię nie znałam. Ale ty na pewno też oceniłeś mnie, że jestem pustą laską.
- Staram się nie oceniać po pozorach. Dlatego zadałem ci tyle pytań - wytłumaczył.
- Właśnie za to też chciałam ci podziękować, że poczułam się taka... ciekawsza.
- Jesteś ciekawą osobą - uśmiechnął się do Meli, a ona odpowiedziała mu tym samym.
Z żalem odprowadziła go do przedpokoju, a kiedy goście opuścili mieszkanie pobiegła do okna, aby jeszcze mu pomachać, gdy będzie znikał w oddali.

Koniec

sobota, 8 marca 2014

Opowiadanie: Nowy dzień nadchodzi cz. 1

Stojąc przed lustrem Mela pstryknęła sobie kolejne zdjęcie w nowej bluzie i dżinsach, które przed chwilą wyciągnęła z torby z logo ulubionego sklepu. Uśmiech zadowolenia rozciągnął jej twarz, nadając całości jeszcze bardziej uroczy wyraz. Uśmiechała się więc do swojego odbicia i robiła miny, to przecież nic nie kosztuje, a dodaje tyle uroku. Po chwili zdjęła bluzę pozostając tylko w podkoszulku, mogła więc przyjrzeć się mięśniom brzucha nad którymi ostatnio pracowała, wytrwale chodząc na siłownię i aerobik. Oczywiście brzuch to nie wszystko, odwróciła się więc tłem do lustra aby ocenić inne partie ciała.
Jest nieźle - pomyślała - naprawdę nieźle. Już niedługo będę zupełnie taka jak chcę.

Dla poprawy efektu zrobiła parę ćwiczeń gimnastycznych i ruszyła do leżącego na biurku laptopa, przy którym czekał na nią dietetyczny jogurt. Miała przed sobą jeszcze parę rzeczy do zrobienia tego wieczoru - pracę domową z matematyki oraz wybranie najładniejszych zdjęć z sesji w nowych ciuchach, i zaprezentowanie ich znajomym w sieci.
Piętnaście lat to nie jest łatwy wiek, albo traktują cię jak małe dziecko (i to bardzo denerwuje!) albo narzucają obowiązki jak dorosłemu (np. wychodzenie z psem). Mimo tych wad Mela całkiem lubiła swoje życie. Rodzice nie wymagali od niej najlepszych ocen, wystarczały trójki i czwórki, które zdobywała bez większego trudu. Popołudnia spędzała więc na rzeczach dużo przyjemniejszych niż zakuwanie do lekcji.
Miała też sporo szczęścia, że ominęły ją problemy z jakimi zwykle borykają się osoby w jej wieku, takie jak trądzik, brak kasy czy drętwi rodzice. W podstawówce była nieco pulchna, ale teraz podrosła i ślad po nadwadze zaginął. Pilnowała więc aby ten stan się utrzymywał. W weekendy chodziła do kina z koleżankami albo na zakupy z mamą.
Koło północy wstała od komputera, poszła do łazienki aby szybko zmyć makijaż i wskoczyć pod prysznic. Przygotowała sobie strój na następny dzień, aby rano przeznaczyć parę minut dłużej na sen. Nie musiała długo się namyślać, miała przecież całkiem nowy zestaw po dzisiejszych zakupach. Rzeczy czekały na nią wisząc nonszalancko na uchylonych drzwiach szafy, podczas gdy Mela zasypiała ze słuchawkami wetkniętymi w uszy.
Tydzień mijał Meli jak każdy inny, był sprawdzian i kilka kartkówek. Jednego dnia po lekcjach przyszła do niej koleżanka, obejrzały razem serial i poplotkowały o chłopakach. Powoli zbliżał się weekend, podczas którego wreszcie mogła się wyspać, zamiast zrywać się rano. Potem można przechodzić do południa w piżamie i szlafroku, oglądać telewizję... Pozostaje jeszcze wyprowadzenie psa, tego jej akurat rodzice nie odpuszczą (że niby musi mieć obowiązki), ale to się da szybko załatwić. Chciała zaproponować mamie, aby w sobotę popołudniu wybrały się do spa, zabiorą ze sobą znajomą z córką, posiedzą w jakuzzi, potem skoczą na obiad. To był świetny pomysł na spędzenie części weekendu. Okazało się, że rodzice mają jednak inne plany.
- Mela, pozwól na chwilę - zawołała mama z kuchni w piątek po późnym obiedzie.
- O co chodzi? - zaciekawiła się Mela.
- Jutro przychodzą do nas goście, chciałabym żebyś powycierała kurze w salonie.
- Jacy goście? - dopytywała Mela, słychać było w jej głosie nutę znudzenia.
- Pamiętasz ciocię Klarę?
- Pamiętam, to jakaś twoja kuzynka. Chyba ze sto lat jej nie widziałam - zauważyła dziewczynka.
- Teraz będzie przejazdem z mężem i synem, zaprosiłam ich na obiad.
- Wspaniale - skomentowała Mela, ale ton jej głosu nie zawierał nawet grama entuzjazmu.
- Mela, czy ty masz jakiś problem? - zdenerwowana mama położyła ręce na biodrach w bojowej postawie.
- Oj, bo myślałam że będziemy robić coś fajnego w weekend, wybierzemy się do spa, czy coś...
- Proszę cię, tylko nie rób tych swoich min - upomniała mama córkę - Rzadko widujemy się z rodziną, możesz się raz  poświęcić.
- Czyli muszę być wtedy w domu? - próbowała targować się Mela.
- Tak! Powiem więcej, będziesz w domu i zajmiesz się Kubą.
- Jaką znowu Kubą?! - przeraziła się dziewczyna.
- Kubą - nie nią, tylko nim! Synem ciotki Klary, zdaje się że jesteście w podobnym wieku.

Nie było sensu dalej dyskutować, mama i tak postawiłaby na swoim, a Melę ominęłyby może w ramach "kary" za "pyskowanie" jakieś przyjemności. Jak przez mgłę przypomniała sobie tego całego Kubę. Kiedyś spędzili razem wakacje, kiedy rodzice wyjeżdżali jeszcze na wieś, do dziadków. Kuba był trochę starszy, chyba rok, może nawet niecały. W każdym razie podczas tamtego lata on umiał już czytać, a Mela jeszcze nie. Nosił okulary, które zsuwały mu się z nosa przy każdej okazji. Mela zmuszała go do zabawy swoimi Barbie, a on ją do różnych gier planszowych, w które mógł z nią wygrywać popisując się intelektem. Jedyne w czym się w pełni zgadzali to czytanie bajek; wieczorami siadali na ganku, babcia przynosiła im kolację, Kuba zjadał jedną, najwyżej dwie kanapki, a potem otwierał książkę i czytał na głos. Mela miała więc podwójną korzyść - zjadała wszystko co zostawało na talerzu oraz słuchała opowieści.
Jeśli wyrósł na takiego, na jakiego wtedy się zapowiadał - myślała Mela ścierając kurze - to niezły z niego teraz kujon. Wcale mi się nie uśmiecha zajmować tym frajerem. O czym ja z nim będę rozmawiać? Najwyżej włączę mu jakiś film na laptopie, to nie będziemy musieli gadać.
Daleka od stanu zrelaksowania, jaki chciała osiągnąć w weekend, porządkowała swój pokój.