piątek, 27 czerwca 2014

Bajko o marzycielu cz. 6: Jest jedna taka szansa na 100

Bajkonik od wielu dni nie jadł nic ciepłego, więc potrawa Anili rozlała się przyjemnym ciepłem w jego żołądku:
- To było pyszne, dziękuję - poweidział odsuwając talerz - A wiesz, potrafię robić ciasta, nauczyła mnie jedna przyjaciółka.
- Może i ja ciebie czegoś nauczę - zaproponowała Anila.
- Chętnie - ucieszył się Bajkonik.
- Pokażę ci na czym polega wyplatanie - poinformowała go dziewczyna płucząc naczynia w wodzie z wiadra - czy mogę posłużyć się twoją grzywą?
- Dobrze - zgodził się kucyk, chociaż w głębi serca przeraził się, że straci swoje piękne włosy. Mimo obaw wyciągnął głowę w stronę Anili. Ona ustawiła kawałek roztrzaskanego lustra, tak aby mógł obserwować całą akcję. Potem wytarła dłonie o ubranie i delikatnym, chociaż pewnym chwytem złapała pasma nad czołem Bajkonika.
- Więc tak, z włosów musisz wydzielić pasma, ja na początek wezmę trzy, potem będę dokładała kolejne - wyjaśniała wykonując sploty. Po chwili kucyk uspokoił się i rozluźnił, bo Anila wykonywała warkocz zupełnie bezboleśnie, można jej było w pełni zaufać.
- Twoja grzywa zmienia kolor! - zdziwiła się Anila - Jeszcze przed chwilą była zielono-niebieska, a teraz robi się pomarańczowa.
- Zgadza się, przybiera różne barwy w zależności od mojego nastroju - przyznał Bajkonik - Trochę się niepokoiłem kiedy zaczęłaś, ale teraz jestem już zupełnie spokojny.
Po dłuższej chwili, w czasie której Anila komentowała swoją pracę, na głowie konika pojawiła się bardzo interesująca fryzura złożona z różnorodnych warkoczy.
- Nigdy nie miałem tak uczesanej grzywy - zachwycił się Bajkonik obserwując swoje odbicie w kawałku zwierciadła.
- Teraz pokażę ci jak robi się inne rzeczy.
Kucyk ruszył za Anilą między zabudowaniami miasteczka. Mijając kolejne domki i namioty doszli aż pod mury bogatej części miasta. Bajkonik otworzył oczy szeroko, wpatrując się z niedowierzaniem w widok jaki się przed nim roztaczał. Mury miasta połyskiwały lekko kryształkami, jednak w dole, tuż pod nimi znajdowało się istne wysypisko śmieci. Były tam odpadki żywności, elementy sprzętów domowych, znoszone ubrania, opakowania, butelki, gazety. Anila bez wahania stanęła bosymi stopami na tej paskudnej masie i przywołała gestem przerażonego konika.
- Chodź, jesteś mi potrzebny.
Zaczęła przekładać odpady w poszukiwaniu... No właśnie, tego chciał się koniecznie dowiedzieć Bajkonik.
- Czego szukamy?
- Wszystkiego co nadaje się do wyplatania - odparła nie odwracając wzroku od zawartości wysypiska - Nie musisz tego dotykać, nie mogłabym cię o to prosić, chcę tylko abyś pomógł mi to przetransportować.

Anila rozłożyła płachtę na ziemi, na nią zaś ładowała przedmioty uznane za przydatne do swojej pracy. Kiedy płachta była zapełniona dziewczyna związała jej rogi i narzuciła pakunek na grzbiet Bajkonika. Pochwyciła jeszcze kilka rzeczy, związała je sznurkiem i umieściła na własnych ramionach.
- Dobra, możemy iść - zarządziła kierując się z powrotem w kierunku domu. Bajkonik podążał za nią, świadomy że sam nie znalazłby drogi powrotnej w gąszczu maleńkich chatek, które wszystkie wydawały się podobne.
W domu czekali już rodzice Anili, którzy wrócili na noc skończywszy swoje zajęcia. Dziewczyna przedstawiła im nowego kolegę, a oni powitali go uprzejmie, jak gościa z egzotycznego kraju.
Wspólnie wysypali zawartość pakunków, po czym Anila wytłumaczyła Bajkonikowi jak mają posegregować przedmioty - na jednej stercie znalazły się te wykonane z plastiku, na drugiej z tkaniny, na trzeciej elementy drewniane. Potem Anila przystąpiła do dzieła, a konik asystował jej zadziwiony tym, jak te skrawki zmieniają się w coś użytecznego. Z plastikowych części dziewczyna wykonywała stelaż, po czym oplatała go materiałami, tak że powstawał kolorowy, fantazyjny kosz.
- Kiedy znajdę trochę włóczki lub kolorowego sznurka, to wyplatam jeszcze jakiś ładny obrazek na koszu, na przykład kwiat czy krajobraz. Taki przyozdobiony można drożej sprzedać - opowiadała.
Bajkonik spróbował swoich sił w wyplataniu, zgodnie z instrukcjami dziewczyny, jednak nie szło mu to tak sprawnie jak jej. Jego kopytka nie potrafiły być tak precyzyjne i zwinne jak jej palce. Z pomocą wykonał jeden kosz, który Anila dyskretnie poprawiła.
- Całkiem zgrabnie ci to wyszło - skomplementowała unosząc jego dzieło na wysokość oczu - Musisz tylko poćwiczyć.
Bajkonik jednak wolał pomagać jej w noszeniu i segregowaniu.
- Moi rodzice chodzą codziennie je sprzedawać - wyjaśniała dalej, a jej ręce wciąż były pochłonięte pracą - Kręcą się miedzy namiotami i oferują je każdemu, kto zechce na nie spojrzeć. Nie zawsze dostają pieniądze, czasem wymieniają kosz na coś do jedzenia albo ubrania.  Pod koniec dnia są tak zmęczeni, że nie mają siły nawet ze mną rozmawiać.
Rzeczywiście, rodzice Anili leżeli w głębi ich domostwa, okryci pledem.
- Nie mogliby stać w jednym miejscu, a ludzie przychodziliby do nich? Tak jak w sklepie lub na targu - zdziwił się Bajkonik.
- Widzisz w jakim ścisku tu żyjemy, nie ma miejsca. Poza tym kto by tu do nas trafił. Słyszałam że w mieście jest specjalny plac, gdzie spotykają się ludzie handlujący różnym towarem.
- Pewnie chodzi ci o targ - domyślił się Bajkonik.
- Tak, chciałabym tam kiedyś pójść. Może akurat komuś spodobałyby się nasze wyroby - rozmarzyła się Anila.
- Pójdźmy tam razem! - wpadł na pomysł Bajkonik i aż podskoczył z radości - Przecież masz jeszcze swoją szansę. Narobimy dużo pięknych koszyków, zaniesiemy je na targ i zobaczysz czy to się spodoba, a na pewno się spodoba, bo one są piękne!
Ale dziewczyna nie była tak zapalona do tego pomysłu.
- Sądzisz, że to może się udać? A jeśli to będzie porażka, tak jak w przypadku moich rodziców?
- A jak chcesz się przekonać o tym czy masz rację? - dopytywał kucyk.
- No tak - zrozumiała Anila - nie przekonam się, jeśli nie pójdę - Czy mogę jednak mieć w ogóle nadzieję na sukces?
- Nie możemy oczekiwać, że ludzie w pełni docenią twój talent - przyznał Bajkonik - Najpierw sama sobie musisz dać szansę.
- To prawda - oczy Anili błysnęły teraz innym światłem - Bajkoniku, będziesz ze mną?
- Pewnie, we wszystkim pomogę!
- W takim razie skoro świt bierzemy się od nowa do pracy - odparła dziewczyna odstawiając kolejny gotowy koszyk na stertę poprzednich.

Nastał dzień, a po nim kolejny i następny, podczas których Bajkonik i Anila nie mieli wiele okazji do odpoczynku, ale też nie zwracali uwagi na zmęczenie. Rodzice dziewczyny nie chodzili już sprzedawać koszyków, lecz pomagali dwójce przyjaciół w zbieraniu materiałów i wyplataniu. Gotowe przedmioty leżały w namiocie, zajmując coraz więcej miejsca. Anila robiła wiele różnych koszyków - z dnem prostokątnym lu okrągłym, duże plastikowe na zakupy lub pranie oraz maleńkie jak szkatułki na biżuterię. Wypełniał ją zapał i chęć do działania, a Bajkonik spoglądał na nią z podziwem. Którejś nocy przebudził się i zobaczył, że dziewczyna śpi z głową opartą o kosz. Nie budząc jej, ułożył ją na kocu i przykrył drugim, tak by mogła wygodnie odpocząć.
Wreszcie koszyków było tyle, że nie mieściły się w domku i jego mieszkańcy musieli nocować pod gołym niebem. Wtedy Anila stanęła z rękami wspartymi na biodrach i powiedziała:
- Trzeba wziąć się w garść i ruszać do miasta. Jesteśmy chyba dostatecznie przygotowani. Gdyby tylko nie ta sukienka - spojrzała na siebie - Nie wyglądam na kogoś z kim można robić interesy.
- Nie martw się - odezwała się mama dziewczyny - w tajemnicy przed tobą uplotłam ci nową sukienkę.
Po tych słowach wyciągnęła z jednego z koszy kolorową szatę, której wzory układały się w zygzaki.
- Och, jest cudowna! - ucieszyła się Anila i przyłożyła do siebie szatę - Pasuje do tego, co chcemy sprzedawać.
Uściskała rodziców, a potem zrobiła Bajkonikowi i sobie nowe fryzury. W nocy nie mogli spać w oczekiwaniu na świt. Wstali więc kiedy jeszcze było ciemno. Tata Anili zrobił dla nich specjalny wózek, na który załadowali wszystkie koszyki, a Bajkonik mógł go swobodnie ciągnąć za sobą niczym wóz. Anila wzięła w ręce mniejsze koszyki i ruszyli do bramy.
Czekało już pod nią kilka osób, które przyszły w podobnym celu jak para przyjaciół. Był tam iluzjonista cyrkowy, piekarz, wróżka i uzdrowicielka. Szeptem wymieniali uwagi i plotki na temat miasta. W końcu pojawił się strażnik, poprosił ich o podanie imion i nazwisk, a potem otworzył skrzydło bramy. Grupka wtoczyła się do środka.

CDN.

piątek, 20 czerwca 2014

Bajka o marzycielu cz. 5: Miasto smutnych oczu

Bajkonik był coraz dalej od pajęczej doliny, myślał o tym jak wiele dobrego dało mu to niespodziewane spotkanie z tymi niesamowitymi stworzeniami. W głowie układał już sobie bajkę o pająkach, które wcale nie są straszne i groźne. Chciał ją koniecznie opowiedzieć swojej siostrze, która nie znosiła "robactwa", a już szczególnie pająków.
Dżungla która uparcie próbowała utrudnić Bajkonikowi wędrówkę, stała się teraz jakby rzadsza, zwiększały się przestrzenie od jednego drzewa do kolejnego. Potem drzewa zamieniły się w krzewy, a następnie w trawy i kucyk znalazł się na otwartej przestrzeni. Przed nim rozpościerały się najprawdziwsze góry! Na razie miał iść po trawiastym zboczu, jednak wkrótce trawy przeszły w lite skały, na których gdzieniegdzie pojawiała się karłowata roślinka. Dobrze, że Bajkonik wcześniej zdołał zaopatrzyć się w świeże oraz suszone owoce, ponieważ teraz o wiele trudniej będzie mu zdobywać pożywienie na bieżąco. Trawy i kamienie nie były tak piękne jak dżungla, jednak kucyk prędko poznał ich zalety - o wiele łatwiej było po nich iść. Powietrze stało się chłodniejsze niż w dusznym, wilgotnym lesie. Wędrówka górska była męcząca dla Bajkonika, dlatego zaczął rozglądać się za miejscem na nocleg. Wybrał wreszcie kawałek skały chylący się ku ziemi, który chronił od wiatru i ewentualnego deszczu. Skrył się tam i ułożył na szorstkiej, suchej trawie. Nie był to może luksus, ale postanowił nie narzekać.
Wstał rano nieco obolały, rozprostował kości, zrobił kilka podskoków w wysokiej trawie i poszedł dalej. Strumyk, który do tej pory był jego przewodnikiem, stał się teraz cieniutką strużką, aż wreszcie Bajkonik zobaczył miejsce, w którym wypływał on spod skał. Ach,  więc to tu ma początek ta poczciwa rzeczka. Wspinał się jeszcze kawałek wyżej, aż wszedł na szczyt góry. Stąd roztaczał się wspaniały widok. Bajkonik rozglądał się uważnie dokoła, ale nie mógł dojrzeć swojego domu, był za daleko. Dopiero w dużej odległości zobaczył falującą wodę - to było morze. Tam gdzieś leży więc plaża, przy której stoi domek kucyków.
Odwrócił wzrok, bo zrobiło mu się smutno. Tyle już dni minęło odkąd widział swoich bliskich. Chciał ruszyć przed siebie, aby wrócić do nich jak najprędzej. Kiedy spojrzał w przeciwnym kierunku zobaczył, że w dole majaczy zarys miasta. Wielkie barwne budynki górowały nad innymi, mniejszymi.
Muszę się tam znaleźć - pomyślał kucyk i puścił się biegiem w stronę zabudowań. Wydawało mu się, że droga nie będzie daleka, jednak minął cały dzień, a potem następny zanim doszedł na przedmieścia.
Budynki w tej części miasta przypominały raczej liche namioty niż prawdziwe domostwa. Zbudowane z kartonów, dykty, kawałków desek, chyliły się ku ziemi jak przygarbione staruszki.
Jakie to smutne miejsce - pomyślał Bajkonik. Mieszkańcom żyje się tu na pewno bardzo ciężko. 
Ścieżka między domkami była wąska i kręta, niekiedy zanikała i Bajkonik musiał ostrożnie przeciskać się między przylegającymi do siebie ścianami lub przeskakiwać przez dachy. Spoglądało na niego nieufnie wiele par oczu. Mijane osoby siedziały skulone, wykonując codzienne czynności. Rozpalali małe ogniska i zawieszali nad nimi dymiące rondle. Rozwieszali pranie na sznurkach. Dzieci toczyły kamyki po ziemi, grając jakąś nieznaną kucykowi grę. Bajkonik posyłał im nieśmiałe uśmiechy. Najczęstszą odpowiedzią na ten znak sympatii było opuszczenie wzroku. Wreszcie ktoś zareagował inaczej, była to młoda osoba niosąca wiadro z wodą.

- Co cię sprowadza w te strony? - zapytała dołączając do Bajkonika.
- Przyszedłem szukać swojego przeznaczenia - odparł kucyk po prostu, bo już był zmęczony kolejnym zawiłym wyjaśnianiem celu swojej podróży. Zaoferował dziewczynie pomoc w niesieniu ciężkiego wiadra, na co przystała i już po chwili wiadro zostało przytroczone do torby na grzbiecie konika.
- Chyba to nie jest właściwie miejsce na twoje poszukiwania - zauważyła dziewczyna smutno.
- Sam nie wiem - odpowiedział Bajkonik - nigdy nie wiadomo, czego nowego można spróbować.
- Możesz się bardzo zdziwić, tutaj każdy dzień wygląda tak samo, staramy się przeżyć i cieszymy się głównie tym, że dzień w miarę spokojnie dobiega końca - wyznała opuszczając głowę.
- Dlaczego jest tu tak ponuro? - chciał wiedzieć Bajkonik.
- Widzisz, to dziwne miasto. Jego część jest bardzo zamożna. Jeśli szedłeś tu z gór, to na pewno widziałeś z oddali te piękne budowle.
- Zgadza się, ten widok był tak urzekający, że przyciągnął mnie - przyznał kucyk.
- Czyli też doświadczyłeś tego uroku. Wielu przybyło tu szukać szczęścia. Jednak ta bogata część miasta jest zamknięta. Władca spisał specjalne prawo, według którego każdy może przekroczyć bramy tylko raz. Jeśli w ciągu miesiąca nie uda mu się zbić majątku lub zrobić czegoś, co zachwyci króla, musi opuścić miasto. Jak się zapewne domyślasz, większości się nie udaje. Nie chcą też wracać do swoich domów, bo wstyd im przed rodziną i znajomymi, dlatego osiedlają się tutaj.
- Faktycznie wygląda to bardzo nieszczęśliwie - zauważył Bajkonik - To prawo jest okrutne. Dlaczego każdy ma tylko jedną szansę?
- Król twierdzi, że wszystko co dobre należy się tym, którzy są najsilniejsi. Po co mu słabi i nieprzydatni poddani? - w oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
- Nosisz takie ciężkie wiadro, na pewno nie jesteś słaba - pocieszył ją Bajkonik - Jak masz na imię? - zapytał zmieniając temat.
- Anila - odpowiedziała i uśmiechnęła się delikatnie. Bajkonik pomyślał, że jest naprawdę śliczna, mimo zdartego ubrania i przedziwnej fryzury złożonej z setki warkoczyków.
- A ja jestem Bajkonik - przedstawił się - Mieszkasz gdzieś w pobliżu?
- O tutaj - wskazała dłonią na chatkę, której ściany wykonane były z posplatanych kawałków plastiku, tkanin i patyków. Tworzyły przy tym całkiem ciekawy i kolorowy wzór. Dach spadający nieco ku dołowi wykonany został z czegoś, co kiedyś zapewne było drzwiami mieszkania.
Bajkonik podał Anili wiadro z wodą, a ona przelała część jego zawartości do kociołka i rozpaliła ogień na palenisku otoczonym kamykami.
- Zjesz ze mną posiłek? - zaprosiła go. Bajkonik zauważył w jej oczach prośbę. Wydawała mu się taka samotna, chociaż otaczał ją tłum ludzi. Przystał na jej propozycję, lecz chciał też podzielić się z dziewczyną tym, co miał czyli suszonymi owocami. Ona małym nożykiem obierała jakieś warzywa, po czym wrzuciła je, pokrojone w kostkę, do garnka. Sięgnęła do pojemniczka po garść przyprawy, a po jej dodaniu zapach potrawy stał się bardzo intensywny i smakowity. 
- Wspaniale pachnie - skomentował Bajkonik wciągając parę w nozdrza - Proszę poczęstuj się owocami - wyciągnął w stronę Anili woreczek z suszem. 
- Dziękuję - przyjęła poczęstunek - Tak dawno nie jadłam owoców.
- W dżungli z której pochodzę, jest ich mnóstwo, można je zrywać prosto z drzew i zjadać. 
- To musi być wspaniałe miejsce! - zachwyciła się Anila - Tutaj na wszystko trzeba ciężko zapracować. 
- W jaki sposób ty pracujesz? - zaciekawił się Bajkonik - Byłaś wcześniej tam w mieście, żeby spróbować szczęścia? 
- Ja nie, ale moi rodzice owszem. Uciekli ze swojej wioski, aby w mieście zacząć nowe życie. Nie powiodło im się jednak, dlatego zostali tutaj. Potem ja przyszłam na świat i tak właśnie żyjemy - wskazała ruchem ramienia na swój dobytek składający się ze skromnej chatki. - Żeby się jakoś utrzymać wyplatam kosze oraz maty, koce, tego typu rzeczy.
- Tak jak ściany twojego domku? 
- Tak, sama je zrobiłam. 
- Wyglądają bardzo ciekawie, od razu przyciągnęły moją uwagę. 
- Miło mi to słyszeć - uśmiechnęła się blado Anila.
- Wydaje mi się, że czujesz się tu samotna. Nie masz przyjaciół? - chciał wiedzieć konik.
- Ciężko tutaj o przyjaciół, każdy próbuje przetrwać, brakuje wielu rzeczy, jedzenia, ubrań, wody, dlatego ludzie są nieufni. To nie jest miejsce do zwierania znajomości. Ja też ufam tylko rodzinie. Ty nie jesteś stąd, wydajesz się inny...
- Chciałbym przekroczyć bramy miasta - wyjawił swoje plany Bajkonik - ale zanim to nastąpi, czy mógłbym pomóc ci w wyplataniu koszy? 
- Chętnie pokażę ci jak to się robi, kiedy tylko zjemy obiad - odparła Anila nalewając parującą zupę do dwóch miseczek. 

CDN.

sobota, 7 czerwca 2014

Bajka o piorunie

W tym tygodniu nadal mamy przerwę od przygód Bajkonika, za to udało mi się napisać krótką bajkę, właściwie to tylko wstęp do bajki. Postaram się kiedyś rozwinąć ten pomysł, tak aby bohater pokonał trudność z jaką się boryka. 



Poznajcie Gromka. Gromek jest małym piorunkiem, który mieszka wysoko na niebie. Może mieliście okazję go zobaczyć jak rozbłyskał jasnym światłem podczas burzy, a potem głośno ryczał. Na razie Gromek jest jeszcze młody i nie potrafi być naprawdę głośny i straszliwy, chociaż bardzo się stara. Mama Gromka jest chmurą, nazywają ją Cumulą. Tata Gromka, to Gromosław i jest wielkim i groźnym piorunem. 
Gromek lubi obserwować z góry, jak ludzie w popłochu chowają się widząc ich rodzinę, zwłaszcza tatę. Gromosław uwielbia rozdzierać niebo swoim blaskiem, czuje się wtedy silny. Zdarza mu się nawet uderzyć w drzewo, słup lub budynek. Było i tak, że spalił stodołę. Śmiał się potem na całe gardło widząc jak gospodarze próbują ugasić płomienie. Gromek podziwia tatę i chce być taki jak on - władczy i mocny. 
Gromek zdaje sobie sprawę z tego, że ma talent odziedziczony po tacie, dlatego ćwiczy swoje umiejętności. Kiedy tylko nadarza się okazja lśni na tle ciemnej Cumuli i krzyczy ile sił: GGGRRRRAAAAAAAUUUUU! 
Do tej pory boją się go głównie psy i inne zwierzęta o doskonałym słuchu. Gromek cierpliwie czeka, kiedy będzie mógł podobnie jak tata straszyć także ludzi.
Cumula widząc jak jej synek wścieka się i rzuca, przytula go swoimi miękkimi, puszystymi obłokami.

- Uspokój się synku, czemu tak się złościsz? - mówi głaszcząc jego ostre krawędzie. 
- Chcę żeby się mnie bali! - odpowiada Gromek i wyrywa z objęć Cumuli, wrzeszcząc donośnie. 

Cumula jest smutna, że jej dziecko ma w sobie tyle złości. Czasami płacze i zastanawia się, dlaczego tak jest. Może nawet widzieliście jej łzy, kiedy spływały strugami po waszych oknach?