niedziela, 19 kwietnia 2015

Opowiadanie: Ile sił w nogach cz. 3

W trakcie treningu trudno mu było skupić się na grze. Wszystkie umiejętności jakie ćwiczył przez ostatnie tygodnie jakby go opuściły i znów kopał w piłkę „na odlew”. Co gorsza, miał wrażenie że to kopanie nie wystarcza. Za każdym razem, kiedy coś mu nie wyszło rzucał pod nosem przekleństwo. Wydawało mu się, że koledzy specjalnie zabierają mu piłkę. Starał się wyrzucić tę myśl z głowy, ale ona wracała jak bumerang. Nic dziwnego więc, że kiedy Bartek odepchnął go od piłki, Mirek nie wytrzymał i odwzajemnił się dużo silniejszym pchnięciem. Bartek zaskoczony upadł na podłogę. Mirek stanął nad nim wykrzykując epitety pod adresem kolegi. W tym momencie pan Robert zagwizdał i zawołał:
- Mirek! W tej chwili schodzisz z boiska! Na ławkę!
Chłopiec skierował kroki do ławki, zanim na niej usiadł kopnął w ścianę tak, że odpadł z niej kawałek tynku. Po czym siadł i momentalnie zachciało mu się płakać i wyć ze smutku:
Dlaczego jestem taki beznadziejny?! Trener zobaczył, że wszystko poszło na marne, nie umiem grać, umiem tylko kopać piłkę. Nie jestem dobrym kolegą, inni przeze mnie cierpią. Nie zasługuję żeby tu być… - to wszystko przemknęło mu przez głowę, kiedy tak siedział zmartwiony i trzymał się za głowę.
Kiedy wszyscy wyszli po skończonym treningu, on również podniósł się z miejsca opanowawszy łzy. Miał zamiar wyjść i nigdy więcej nie wracać, tak aby pan Robert i drużyna nie musiała więcej znosić rozczarowania jego osobą.
- Chodź tu Mirek – usłyszał za plecami głos nauczyciela – Masz mi coś do powiedzenia?
- Przepraszam – odparł Mirek – Zachowałem się wstrętnie. Lepiej już pójdę…
Chłopiec miał zamiar szybko uciec, ale pan Robert ponownie go zatrzymał.
- Słuchaj, nie wiem co ci się dzisiaj stało, ale widzę że znów jesteś wściekły.
- To prawda. Pewnie wyrzuci mnie pan z drużyny? Wiem, że niepotrzebni panu tacy wariaci – mówił Mirek obserwując czubki butów.
- Jesteś potrzebny drużynie, świetnie grasz. Dzisiaj nie mogłeś się skupić i popełniałeś błędy. Poza tym mogłeś zrobić krzywdę Bartkowi i to nie było fajne.
- Przeproszę go – obiecał Mirek, który zdążył poczuć ogromną ulgę i wdzięczność, że trener nie chce pozbyć się go z drużyny.
- Jesteś wściekły. Złość to potężna energia, siła do zmian. Może cię zniszczyć albo utorować ci drogę do celu. Sam wybierasz – z tymi słowami pan Robert zostawił chłopaka, kiedy wspólnie opuszczali salę. Każdy skierował się w stronę swojej szatni. Mirkowi długo dźwięczały w uszach te słowa.



Od tego dnia uważniej wsłuchiwał się w myśli jakie przelatywały mu przez głowę w trudnych chwilach. Nie chciał aby więcej wzięły nad nim górę i aby wściekłość wylewała się z niego w postaci chaotycznych kopniaków i przykrych przekleństw.
Rodzice nadal nie doceniali jego pasji do piłki nożnej, a nawet naśmiewali się z jego wysiłków. On łykał takie sytuacje jak gorzkie pigułki.
- Co ty będziesz miał z tego grania? – pytała mama retorycznie nalewając mu zupy.
- Tylko się wygłupiasz, co można osiągnąć grając w piłkę? – komentował tata. Siedział zły na wszystkich i zajęcie syna było pretekstem do okazywania niezadowolenia.
Nieraz przychodził na treningi zły na siebie i rodziców. Wtedy jeszcze bardziej starał się koncentrować, aby jego gra była poprawna technicznie. Parę razy bliski był wybuchu, wtedy podchodził do nauczyciela i prosił o chwilę przerwy. Odchodził na bok, oddychał głęboko i przypominał sobie co jest prawdziwym powodem złości – przecież nie gra, ani nie zachowanie kolegów. To tylko preteksty, aby okazać złość. Układał w głowie te rzeczy i wracał na boisko.
- Mirek, robisz postępy – zauważył któregoś dnia pan Robert.
- Dziękuję – podziękował Mirek za miłe słowo.
- Coraz lepiej panujesz nad piłką. Ale to nie wszystko. Uczysz się też panować nad swoim nastrojem, a to jest o wiele ważniejsze.
- Jak to? – zdziwił się chłopiec.
- Łatwo być nieszczęśliwym, prawda? Żeby być szczęśliwym trzeba w to włożyć wysiłek. Szczęście nie jest dla leniwych.
- Staram się być takim chłopakiem, jakiego sam chciałbym poznać – odpowiedział na to Mirek, choć nie wiedział skąd taki pomysł wziął się w jego głowie.

Łatwiej mu teraz było także uczyć się w szkole i znosić domowe awantury. Miał swoją odskocznię i osoby, do których zwracał się w trudnych chwilach. Niektórym kolegom z drużyny opowiedział jak to się stało, że do nich trafił i dlaczego tak zaciekle kopał piłkę na początku. Miło było mieć do nich zaufanie, nie tylko w czasie gry.

Koniec

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Opowiadanie: Ile sił w nogach cz.2

W Mirku wrzał wewnętrzny bunt wobec polecenia nauczyciela, który nakazał mu stawić się po lekcjach we wtorek. Z buntem walczyła jednak ciekawość dlaczego zaprosił go na to spotkanie, oraz ogromna potrzeba wyjścia z domu popołudniu. Tak czy inaczej nie miał nic lepszego do roboty. Gdyby nie ten tajemniczy trening, to poszedłby z kolegami włóczyć się po parku albo szukać innych przygód. Robiąc ten krótki bilans w głowie, zdecydował że pójdzie.
Parę minut przed 17 stawił się pod drzwiami sali gimnastycznej, niepewny co powinien robić. Uchylił drzwi i zerknął do środka. Sala była pusta, tylko na jednej z ławek siedział nauczyciel i pisał coś w notesie.
- Dzień dobry – przywitał się Mirek – przyszedłem, tak jak pan kazał… - dodał nie wiedząc, co mógłby innego powiedzieć.
- Cześć Mirek – odparł pan Robert uśmiechając się znad kartek – wejdź proszę.
Mirek wsunął się do wnętrza pachnącego środkiem do mycia podłóg.
- Chłopaki zaraz tu będą. Pewnie zastanawiasz się dlaczego prosiłem żebyś przyszedł?
- Myślałem, że to jakaś kara – rzekł Mirek wpatrzony w swoje trampki.
- Haha – zaśmiał się nauczyciel – Możemy to tak potraktować. Ale mam lepsze wyjaśnienie. Wczoraj kiedy kopnąłeś plecak Kuby pomyślałem, że musisz być w naszej szkolnej drużynie piłki nożnej. Tylko dlaczego wcześniej sam się nie zgłosiłeś do drużyny? – zadał na koniec pytanie.
- Nie wiedziałem że mogę być w czymś… w tym dobry – padła odpowiedź chłopca.
- Lubisz grać w nogę?
- Lubię. Ale nigdy nie szło mi to jakoś wybitnie. Tak sobie czasem kopiemy na podwórku.
- Szkoda że nie wypatrzyłem wcześniej twojego talentu, to kopnięcie było świetne. Gdybym uczył waszą klasę, nie przegapiłbym tego – pan Robert snuł przypuszczenia.
- Sam nie wiem. Z tym plecakiem to po prostu byłem wściekły na Kubę – wyjaśniał Mirek.
- Ze złości można czerpać ogromną siłę – zamyślił się nauczyciel – Zobaczymy co nam dziś pokażesz.
Do sali zaczęło wchodzić grupkami coraz więcej chłopaków, niektórych Mirek znał z imienia, innych jedynie z widzenia. Pan Robert przedstawił go wszystkim, więc chłopiec każdemu podał rękę, a następnie przystąpili do ćwiczeń. Najpierw była rozgrzewka, kilkanaście minut wystarczyło aby Mirek był cały zlany potem. Za każdym razem kiedy piłka była w zasięgu jego nóg przypominał sobie tę wściekłość jaką czuł poprzedniego dnia, a także te wszystkie powody dla których tak często był zły. To dodawało mu energii i pozwalało pozbyć się balastu, jaki stanowiła złość.
Na koniec rozegrali krótki mecz, Mirek niezbyt pewnie czuł się na boisku. Co prawda pozostała część drużyny podawała piłkę również do niego, ale niekiedy wiedział jak powinien się wtedy zachować – kopanie z całej siły nie zawsze było potrzebne. Szybko stracił więc swój animusz i trzymał się na uboczu.
Po skończonym treningu pan Robert zawołał go do siebie:
- Słuchaj Mirek, masz duże możliwości, ale brakuje ci techniki. Czeka nas dużo pracy, jesteś na to gotowy?
- Chce spróbować – zadeklarował Mirek.
- Musisz być zdecydowany, nie wolno się wycofać, kiedy się znudzi. Kiedy przystępujesz do drużyny, bierzesz za nią odpowiedzialność – wyjaśnił nauczyciel. Mirek zrozumiał, że to nie będzie tylko zabawa. Mimo wszystko miał ogromną ochotę być w czymś dobry.
- W porządku, będę dużo trenował.
Pan Robert wyjaśnił chłopcu czego od niego oczekuje oraz że będą spotykać się dwa lub trzy razy w tygodniu.
Mirek wracał do domu kompletnie wypompowany, a jednocześnie zadowolony, że znalazł dla siebie ciekawe zajęcie.
Następnym razem wezmę strój na zmianę – pomyślał czując jak koszulka lepi mu się do pleców.
Od tej pory Mirek zjawiał się regularnie na sali gimnastycznej, a kiedy pogoda na to pozwalała ćwiczyli na dworze. Coraz lepiej dogadywał się z chłopakami z drużyny, zwłaszcza kiedy nabierał umiejętności i nie kopał piłki „byle jak”. Słuchał rad pana Roberta oraz nowych kolegów. Ze zdziwieniem zauważył, że wcale nie ma już ochoty wychodzić z dawną ekipą do parku ani pisać markerem na ścianach klatek schodowych.



Pewnego dnia pakował strój do ćwiczeń do plecaka i już miał zakładać buty, kiedy zatrzymał go tata:
- A ty gdzie się znowu wybierasz?
- Na trening – odpowiedział Mirek wiążąc sznurowadła.
- Na jaki znowu trening? – zdziwił się tata.
- Gram w nogę od paru tygodni – wyjaśnił chłopiec.
- Też wymyśliłeś! Lepiej się poucz z matematyki albo pokój posprzątaj – usłyszał Mirek polecenia.
- Posprzątane jest – odciął się – A stopnie poprawiłem. Tylko skąd to możesz wiedzieć skoro nie poszedłeś na ostatnią wywiadówkę.
- Nie będziesz mi tu pyskował – rozzłościł się tata i nie przestawał rzucać przykrych komentarzy na temat syna, póki ten nie wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami na odchodne.
Całą drogę do szkoły przebył biegiem, więc kiedy wpadł do szatni jego oddech był przyspieszony, a serce biło miarowo.
- Cześć – rzucił w stronę reszty chłopaków, po czym zaczął się przebierać nie patrząc w ich stronę. Miał wrażenie że wszyscy go obserwują i widzą jego drżące ręce i nogi. 
CDN.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Opowiadanie: Ile sił w nogach cz. 1

Plecak pod łóżkiem Mirka leżał spakowany od wielu dni. Chłopak czekał tylko na ostateczny pretekst, na impuls, który każe mu wyrwać go z kryjówki, zarzucić stanowczym gestem na ramię i wyjść przez okno pod osłoną nocy. Nikt by tu za nim nie tęsknił, o tym był przekonany. Może nawet szukaliby go, ale tylko na pokaz, dla sąsiadów i publiki. Troskliwa rodzina, od święta, która nie znosi się na co dzień.
Na razie jeszcze nie nadszedł ostateczny moment. W Mirku płonął żywy ogień złości od pewnego czasu i dziś również jego rodzicom udało się podrzucić paliwa do jego gniewu. Kolejna bezsensowna kłótnia między nimi, która kończyła się zrzuceniem winy na chłopca.
- To przez ciebie tata wrócił zły z pracy! Jakbyś przynosił lepsze stopnie, był grzeczniejszy, on też byłby dla nas lepszy!
- Nie denerwuj mnie i siedź cicho!
Takie słowa słyszał na okrągło, poza krótkimi momentami, gdy bywało całkiem miło i spokojnie. Cieszył się tymi momentami jak znalezioną dwuzłotówką. Niestety nigdy nie było wiadomo jak długo potrwa ta cisza i jak wielka burza skrada się za jej brzegami.
Mirek z czasem stracił wszelką nadzieję, że może być lepiej. Zauważył, że kiedy starał się ze wszystkich sił zadowolić rodziców, aby nie mieli powodu do narzekań, oni nie zauważali jego wysiłków. Jakby były zupełnie oczywiste. Musieli wiedzieć ile kosztowało go poprawa trójki na czwórkę z matematyki, ale zamiast mu gratulować i cieszyć się wraz z nim, pytali czemu nie może mieć piątki, tak jak Maciek z którym siedzi w ławce.
Potem przestał się starać, bo to nie robiło dużej różnicy, a przynajmniej nie musiał się starać. Był zły na rodziców i na siebie samego, wpadał w coraz gorszy humor i często to okazywał.
Dużo czasu spędzał poza domem. W ciepłe miesiące roku było to w miarę łatwe, po prostu kręcił się z kolegami po osiedlach, wynajdując coraz to nowe zajęcia. Zimą przesiadywał na klatkach schodowych dopóki ktoś go nie przegonił. Polubił też dworzec autobusowy i centra handlowe.
Tego dnia w szkole przed angielskim jeden z chłopaków przez nieuwagę trącił go łokciem. Zaczęli się szarpać, rozpętała się bójka. Widząc zbliżającego się w ich stronę nauczyciela od w-fu odstąpili od siebie, aby nie pogarszać sytuacji. Mirek nie wytrzymał, musiał wyładować swoją złość i z całej siły kopnął plecak tamtego chłopaka. Plecak przeleciał przez cały korytarz i zatrzymał się dopiero na przeciwległej ścianie. 


Nauczyciel złapał Mirka za ramię i poprowadził go wraz z drugim chłopakiem w kąt, gdzie przyjęli kilka nieprzyjemnych uwag.
- Dobra, wystarczy, możesz odejść - powiedział w końcu nauczyciel do kolegi - a ty Mirek zaczekaj.
Mirek czuł, że grunt usuwa mu się spod nóg, pewnie powie że musi iść do dyrektora albo przepraszać tamtego. Na żadną z tych rzeczy nie miał najmniejszej ochoty. Tymczasem nauczyciel powiedział:
- Przyjdź we wtorek na trening. Zaczynamy o 17, masz być punktualnie.
I odszedł zostawiając zdziwionego Mirka w hałaśliwym korytarzu.

Jaki trening...? - chciał zapytać, ale nauczyciela już nie było.

CDN.