poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Tilda z Wyspy Tulandii (część 2)



       

Dzień mijał normalnie, choć Tildzie było bardzo smutno. Wybrała się na brzeg morza w poszukiwaniu muszelek i ciekawych kamyków, z których mogłaby zrobić biżuterię. Idąc plażą co chwilę mimowolnie zerkała na horyzont, aby sprawdzić czy tata nie nadpływa, wioząc ryby i opowieści. Ryb było jednak już wystarczająco na ten dzień, a do jutra najpewniej by się zepsuły. Tilda marzyła o tym, aby usłyszeć jedną z historii taty, ale była przekonana, że on nie byłby dzisiaj w nastroju do opowiadania.
Wieczorem położyła się do spania w swoim wygodnym hamaku i nakryła pledem; noce były nieco chłodniejsze od dni na wyspie, zwłaszcza tuż przed wschodem słońca. Przez pewien czas nie mogła zasnąć, bo wciąż rozmyślała o tym dziwnym dniu. Po pewnym czasie zmęczenie wzięło górę i dziewczynka zapadła w głęboki sen, przynoszący odpoczynek i odprężenie.
W środku nocy obudził ją hałas. Z ciemności dobiegł zgrzyt metalu i szuranie. To tata wrócił i rozkładał swój sprzęt do połowu w przedsionku domu. Tilda uśmiechnęła się do siebie, ucieszona że tata bezpiecznie do nich wrócił. Już miała zasnąć ponownie, kiedy z pokoju rodziców dobiegły ją dźwięki rozmowy. Rodzice starali się mówić szeptem, ale ich głosy były przyspieszone i nerwowe. Trochę gniewne, a trochę płaczliwe na przemian. Tilda nie mogła rozróżnić słów, a mimo to była pewna, że to nie jest przyjazna rozmowa. Nie wiedząc co począć, nakryła pledem głowę, tak aby schować się przed wszystkim co złe i przykre. Na przemian budząc się i zasypiając, dotrwała do rana.
Ostatecznie obudził ją świt. Dziewczynka zwykle lubiła dłużej poleżeć, tym razem przywitała poranek z ulgą. Zerwała się więc z hamaka, aż podskoczył wysoko, a ona wybiegła z pokoju rozejrzeć się po domu. Mama jeszcze spała, a taty nigdzie nie było widać. Tilda poszła go poszukać wokół chatki, obeszła ją wkoło, a nie znajdując nigdzie taty oddaliła się od niej na skraj lasu, a potem obeszła sąsiednie domostwa, gdzie inni mieszkańcy wyspy powoli budzili się ze snu. Wreszcie dziewczynka znalazła tatę śpiącego w łodzi wysuniętej daleko w głąb plaży pomiędzy duże głazy. Dno łódki wyścielone było liśćmi palmy, a tata przyniósł sobie z domu ciepły koc. Tilda siadła obok łodzi na piasku i czekała aż tata przebudzi się. Po chwili, jakby czując jej obecność otworzył oczy.
- Co ty tu robisz, Tilda? – zdziwił się przecierając powieki.
- Nie mogłam już spać, przyszłam cię poszukać.
- Dlaczego nie mogłaś spać?
- Słyszałam, że w nocy znów się kłóciliście – odparła rozżalona.
- Przepraszam, nie chciałem aby obudziła cię awantura – zasmucił się tata.
- Wasze głosy mi nie przeszkadzały, tylko to że jesteście dla siebie niedobrzy – odrzekła dziewczynka.
Tata wyszedł z łodzi i siadł koło niej na piasku, aby objąć ją ramieniem.
- Posłuchaj Tilda, mamy teraz z mamą trochę kłopotów. Oboje cię kochamy i nie chcemy abyś czuła się nieszczęśliwa.
- To musicie się pogodzić, wtedy będę szczęśliwa – powiedziała Tilda ze złością, a w środku czuła że zaraz się rozpłacze.
Tata jednak nic na to nie odpowiedział, tylko wziął ją za rękę i razem poszli do chatki zjeść śniadanie. Co prawda podczas śniadania rodzice niewiele się do siebie odzywali, ale byli spokojni, co również podziałało na Tildę kojąco. Dzień minął jej przyjemnie, pomagała mamie w domowych zajęciach a potem pobiegła bawić się z innymi dziećmi z wyspy. W cieniu wielkich palm grali w piłkę wykonaną z kokosa, a potem rzucali nią do celu. Popołudniu Tilda nawlekała muszelki na nitkę, tak aby powstały z nich ozdoby. Następnie chciała zrobić podobne z drobnych kamyków. Potrzebowała do tego pomocy taty, ponieważ miał on specjalne wiertło, którym wykonywał małe otwory w kamykach, przez które Tilda mogła przełożyć później nitkę. Z woreczkiem kamyków wyszła z pokoju poszukać taty.
Okazało się, że znów będzie to trudne zadanie, bo nie było go w miejscach gdzie zwykle można było go spotkać. Ani przy kamieniu do obrabiania ryb, ani przy łodzi, ani nawet na oddalonej od chatki polanie, gdzie spotykali się czasami mężczyźni w wieku taty, aby rozmawiać o swoich sprawach. Tilda wspięła się na jedno z wysokich drzew i obserwowała z góry okolicę. Wypatrzyła tatę stojącego wraz z mamą na plaży, ukrytych za wielkim głazem. Mama wymachiwała rękami, a tata skrzyżował ramiona na piersiach i patrzył w dal. Potem mama zasłoniła twarz, a jej plecy zaczęły drżeć. Wtedy ręce taty opadły w dół. Nie przytulił jej jednak, tak jak zwykle robił kiedy mama się czymś martwiła. Widocznie był na nią zły. Tilda czym prędzej zeszła z drzewa i pobiegła w ich kierunku, aby nakłonić ich do zgody.

Biegła ile sił w jej bosych stopach, a mimo to gdy dotarła do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą obserwowała rodziców, ich już tam nie było.
- Mamo! Tato! – krzyknęła rozglądając się wkoło. Jej głos został jednak zagłuszony przez wiatr, który w tym momencie zerwał się raptownie. Rozejrzała się w poszukiwaniu charakterystycznych odcisków stóp na piasku. Tak jak się spodziewała cięższe i głębsze ślady kroków taty prowadziły w stronę morza, a delikatniejsze i lżejsze zagłębienia pozostawione przez mamę, w kierunku ich chatki.
 - Tata poszedł do łódki – powiedziała Tilda do siebie – a przecież ten wiatr lada moment przyniesie burzę.
Wciągnęła w nozdrza powietrze i wyraźnie poczuła w nim zbliżającą się wichurę. Poszła rozejrzeć się czy tata na pewno odpłynął; nie znalazła jego łódki, tam gdzie zwykle ją zatrzymywał na noc pomiędzy głazami. Zrezygnowana wróciła do domu, w którym mama zamykała szczelnie okiennice, tak by wiatr i deszcz nie mogły wtargnąć do wnętrza. Tilda zebrała z podwórza przedmioty, które chciała oszczędzić przed porwaniem przez wicher - wiaderko, miotłę, kosz na pranie. Zaniosła to wszystko do korytarza i zamknęła za sobą drzwi, pewna że tata nie będzie tutaj szukał schronienia.
- Mam nadzieję, że tata jest bezpieczny – powiedziała na głos, trochę do siebie, a trochę do mamy.
- Nie martw się o niego – odpowiedziała mama – powiedział, że zatrzyma się na jakiś czas u naszych kuzynów na sąsiedniej wyspie. Na pewno zdąży tam dotrzeć zanim rozszaleje się sztorm.
- Jak długo tam zostanie? – chciała wiedzieć Tilda.
- To się okaże – odrzekła mama nie patrząc jej w oczy i zaczęła rozpalać ogień w piecu, ponieważ burza przynosiła zwykle ochłodzenie.
- Kto nam teraz będzie łowił ryby? Kto przyniesie drewno na opał? – zainteresowała się Tilda.
- Po prostu rzadziej będziemy teraz jeść ryby, tata będzie je przywoził raz na jakiś czas – padło wyjaśnienie – A z drewnem pomogą nam sąsiedzi.
Tej nocy Tilda zasypiała przy trzaskach piorunów, a drewniane ściany domku skrzypiały pod naporem wiatru. Dziewczynka śniła sny pełne kolorów, o różowych muszlach, błękitnych falach, złotych rybkach oraz perłowych skarbach na dnie przyjaznego oceanu.
Mieszkały teraz we dwie, mama z córką. Dni mijały im tak jak zwykle, tyle że miały teraz więcej zajęć i było im bardziej smutno. Tilda często chodziła bawić się z dziećmi z sąsiedztwa, aby zająć czymś smutne myśli. Potem jednak wracała do domu, aby i mama miała towarzystwo. Chociaż nie rozmawiała o tym, co zaszło w jej rodzinie, to jednak wszyscy znajomi wkrótce wiedzieli. Niektórzy nawet próbowali ją wypytywać o zmiany jakie zaszły w jej domu.
- Tata wyprowadził się na jakiś czas. Nie wiem dlaczego, widocznie miał ważny powód – ucinała dociekania ciekawskich.
Po pewnym czasie temat przestał być sensacją. Takie rzeczy już wcześniej miały miejsce na ich wyspie, zatem rodzina Tildy nie była pod tym względem wyjątkowa. Wiedza o tym, że inne dzieci przeżywały podobne trudności przynosiła Tildzie częściową ulgę, nie mogła jej jednak skutecznie pocieszyć, ani przynieść nadziei.

CDN.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Tilda z Wyspy Tulandii (część 1)

Z lotu ptaka kraina Tulandia wyglądała jak rozsypane płatki kukurydziane na niebieskim obrusie. W miarę zbliżania się do niej, okazywało się, że te „płatki” są całkiem duże, że rosną na nich drzewa i bujne rośliny, a między nimi przemieszczają się ludzie i zwierzęta. Na jednej z takich wysp mieszkała mała Tilda.
Jej wyspę otaczała woda błękitna jak niebo o poranku. Przez większość roku słońce odbijało się w łagodnych falach tworząc złociste błyski na powierzchni morza. Co jakiś czas przychodziła pora deszczowa, w trakcie której z nieba nieustannie lało, a rośliny łapczywie spijały krople. Po tym okresie wszystko rozkwitało, pachniało i wydawało owoce. Kiedy Tilda stała na skraju piaszczystej plaży, widziała w oddali sąsiednie wyspy. Tata mówił, że jest ich wiele, może pięć, a może piętnaście i wszystkie podobne do ich rodzinnej wysepki.
Tilda myślała wtedy, że to niemożliwe że inne wyspy przypominają tę, na której zamieszkiwała. Ta była przecież wyjątkowa. Nigdzie indziej nie było tak świeżej wody, wylewającej się strumieniami z zimnych źródeł. Ani tak soczystych i pysznych owoców. Ani tak miłych sąsiadów. Dziewczynka była przekonana, że ich dom to najlepsze miejsce na ziemi.
Tilda była niewielką dziewczynką, o śniadej cerze i kręconych jak sprężynki włosach, sięgających ramion. Jej oczy były zielone niczym młode listki. Umiała już trochę czytać i pisać, ale zdecydowanie bardziej wolała zabawy na świeżym powietrzu. Rodzice chwalili ją za dużą samodzielność, ponieważ Tildzie nie sprawiały już problemu takie czynności jak ubieranie, mycie zębów, ścielenie posłania czy sprzątanie.
Mama Tildy była wysoką kobietą, jej włosy również zwiały się we wspaniałe loki, były jednak o wiele dłuższe niż te u córki. Oczy miała koloru czekolady i piękny uśmiech. Jak wszyscy na wyspie doglądała domowego gospodarstwa, a poza tym posiadała wyjątkową umiejętność jaką było zbieranie i suszenie ziół, z których następnie przygotowywała lekarstwa. Okoliczni mieszkańcy ufali jej i często przychodzili po poradę w sprawach zdrowia.
Tata Tildy również był wysoki. To po nim Tilda odziedziczyła niespotykany kolor oczu. Za to włosy taty były zupełnie proste i zabawnie sterczały ku górze, jak kolce morskiego jeżowca. Tata często wsiadał w swoją niewielką łódkę i wypływał na połów ryb. Nie oddalał się bardzo, jednak przywoził z tych podróży niesamowite opowieści dla swojej córki.
- Czy wiesz Tilda, że gdzie indziej plaże nie są piaszczyste, ale z kamyków – powiedział jej kiedyś.
- Niemożliwe! Przecież kamyki ranią stopy – niedowierzała dziewczynka.
- Widziałem na własne oczy – zarzekał się tata.
- Jak ludzie po nich chodzą?
- Zakładają specjalne ochraniacze  – wyjaśnił.
- Tato, a opowiedz o tych ogromnych muszlach, które widziałeś – poprosiła Tilda, ponieważ sama uwielbiała muszelki, ale na swojej plaży znajdowała tylko niewielkie okazy. Sporządzała z nich później wisiorki, naszyjniki i bransoletki.
- Jedna z tych muszli była tak wielka, że zmieściłabyś się w niej cała. Miała piękny różowy kolor, pasowałaby do Twojego pokoju. Została jednak zamieszkana przez starego Króla Krabów… - rozpoczął tata swoją opowieść, a dziewczynka siadła koło niego zasłuchana. Była pewna, że i ona pewnego dnia wyruszy w podróż. Tata obiecywał, że jeśli tylko trochę  podrośnie, to zabierze ją ze sobą na połów ryb.
Z utęsknieniem Tilda czekała, kiedy będzie mogła udać się z tatą na podbój morza. Codziennie podchodziła do pnia drzewa, na którym tata oznaczył grubą kreską dokąd ma sięgać czubek jej głowy, aby była wystarczająco duża na wyprawę.
Pewnego dnia, gdy jak zawsze odbywała ten rytuał usłyszała jak z okna ich domku dochodzą podniesione głosy. To mama i tata głośno rozmawiali. Dziwnie to brzmiało, jakby byli bardzo na siebie zdenerwowani. Zwykle mówili spokojnie, a tym razem, coś sprawiło, że niemalże krzyczeli. Tilda zaniepokojona wróciła szybko do domu. Kiedy tylko znalazła się przy rodzicach, oni natychmiast zamilkli. Mama odwróciła się do stołu i zaczęła energicznie kroić warzywa na obiad. W jej oczach Tilda zobaczyła łzy. Tata oddychał ciężko i zamiast ust miał teraz wąską kreskę. Wyszedł szybkim krokiem bez słowa. Tilda nie wiedziała co powinna zrobić, czy biec czym prędzej za tatą czy też przytulić i pocieszyć mamę. Stała niezdecydowana parę sekund, które ciągnęły się niczym wieczność. Najpierw więc szybko uściskała mamę, a potem wybiegła za tatą. On jednak zdążył już zepchnąć łódź do wody i wskoczyć do niej, chociaż tego dnia już nie musiał zarzucać sieci na połów. Odpływał od brzegu, a Tilda stojąc na jego skraju krzyczała za nim:
- Tatooooo!
On zajęty wiosłowaniem, nie słyszał głosu córki spoza plusku wody. Tilda mogłaby śmiało wskoczyć do morza i dogonić go płynąc wpław, była przecież doskonałą pływaczką. Lecz w tym dziwnym momencie woda wydawała jej się mało przyjazna i bezpieczna. Wróciła do chatki, gdzie pomogła mamie przygotować obiad z warzyw i ryb. Gdy danie stało na stole, ciepłe i parujące, mama wraz z Tildą zasiadły do posiłku. Wtedy też córka odważyła się zadać pytanie:
- Co się dzisiaj stało?
Mama tylko westchnęła i odpowiedziała wymijająco:
- To są sprawy dorosłych.
- Gdzie popłynął tata? – nie dawała Tilda za wygraną.

- Też chciałabym to wiedzieć – odparła mama smutno. Dziewczynka zrozumiała, że lepiej nie pytać o nic więcej, bo mamie znowu zbiera się na płacz. Więc również tylko westchnęła głęboko i zabrała się za jedzenie.


CDN.