W
trakcie treningu trudno mu było skupić się na grze. Wszystkie umiejętności
jakie ćwiczył przez ostatnie tygodnie jakby go opuściły i znów kopał w piłkę
„na odlew”. Co gorsza, miał wrażenie że to kopanie nie wystarcza. Za każdym
razem, kiedy coś mu nie wyszło rzucał pod nosem przekleństwo. Wydawało mu się,
że koledzy specjalnie zabierają mu piłkę. Starał się wyrzucić tę myśl z głowy,
ale ona wracała jak bumerang. Nic dziwnego więc, że kiedy Bartek odepchnął go
od piłki, Mirek nie wytrzymał i odwzajemnił się dużo silniejszym pchnięciem.
Bartek zaskoczony upadł na podłogę. Mirek stanął nad nim wykrzykując epitety
pod adresem kolegi. W tym momencie pan Robert zagwizdał i zawołał:
-
Mirek! W tej chwili schodzisz z boiska! Na ławkę!
Chłopiec
skierował kroki do ławki, zanim na niej usiadł kopnął w ścianę tak, że odpadł z
niej kawałek tynku. Po czym siadł i momentalnie zachciało mu się płakać i wyć
ze smutku:
Dlaczego jestem taki beznadziejny?! Trener
zobaczył, że wszystko poszło na marne, nie umiem grać, umiem tylko kopać piłkę.
Nie jestem dobrym kolegą, inni przeze mnie cierpią. Nie zasługuję żeby tu być… - to wszystko przemknęło
mu przez głowę, kiedy tak siedział zmartwiony i trzymał się za głowę.
Kiedy
wszyscy wyszli po skończonym treningu, on również podniósł się z miejsca
opanowawszy łzy. Miał zamiar wyjść i nigdy więcej nie wracać, tak aby pan
Robert i drużyna nie musiała więcej znosić rozczarowania jego osobą.
-
Chodź tu Mirek – usłyszał za plecami głos nauczyciela – Masz mi coś do
powiedzenia?
-
Przepraszam – odparł Mirek – Zachowałem się wstrętnie. Lepiej już pójdę…
Chłopiec
miał zamiar szybko uciec, ale pan Robert ponownie go zatrzymał.
-
Słuchaj, nie wiem co ci się dzisiaj stało, ale widzę że znów jesteś wściekły.
-
To prawda. Pewnie wyrzuci mnie pan z drużyny? Wiem, że niepotrzebni panu tacy
wariaci – mówił Mirek obserwując czubki butów.
-
Jesteś potrzebny drużynie, świetnie grasz. Dzisiaj nie mogłeś się skupić i
popełniałeś błędy. Poza tym mogłeś zrobić krzywdę Bartkowi i to nie było fajne.
-
Przeproszę go – obiecał Mirek, który zdążył poczuć ogromną ulgę i wdzięczność,
że trener nie chce pozbyć się go z drużyny.
-
Jesteś wściekły. Złość to potężna energia, siła do zmian. Może cię zniszczyć
albo utorować ci drogę do celu. Sam wybierasz – z tymi słowami pan Robert
zostawił chłopaka, kiedy wspólnie opuszczali salę. Każdy skierował się w stronę
swojej szatni. Mirkowi długo dźwięczały w uszach te słowa.
Od
tego dnia uważniej wsłuchiwał się w myśli jakie przelatywały mu przez głowę w
trudnych chwilach. Nie chciał aby więcej wzięły nad nim górę i aby wściekłość
wylewała się z niego w postaci chaotycznych kopniaków i przykrych przekleństw.
Rodzice
nadal nie doceniali jego pasji do piłki nożnej, a nawet naśmiewali się z jego
wysiłków. On łykał takie sytuacje jak gorzkie pigułki.
-
Co ty będziesz miał z tego grania? – pytała mama retorycznie nalewając mu zupy.
-
Tylko się wygłupiasz, co można osiągnąć grając w piłkę? – komentował tata.
Siedział zły na wszystkich i zajęcie syna było pretekstem do okazywania
niezadowolenia.
Nieraz
przychodził na treningi zły na siebie i rodziców. Wtedy jeszcze bardziej starał
się koncentrować, aby jego gra była poprawna technicznie. Parę razy bliski był
wybuchu, wtedy podchodził do nauczyciela i prosił o chwilę przerwy. Odchodził
na bok, oddychał głęboko i przypominał sobie co jest prawdziwym powodem złości –
przecież nie gra, ani nie zachowanie kolegów. To tylko preteksty, aby okazać
złość. Układał w głowie te rzeczy i wracał na boisko.
-
Mirek, robisz postępy – zauważył któregoś dnia pan Robert.
-
Dziękuję – podziękował Mirek za miłe słowo.
-
Coraz lepiej panujesz nad piłką. Ale to nie wszystko. Uczysz się też panować
nad swoim nastrojem, a to jest o wiele ważniejsze.
-
Jak to? – zdziwił się chłopiec.
-
Łatwo być nieszczęśliwym, prawda? Żeby być szczęśliwym trzeba w to włożyć
wysiłek. Szczęście nie jest dla leniwych.
-
Staram się być takim chłopakiem, jakiego sam chciałbym poznać – odpowiedział na
to Mirek, choć nie wiedział skąd taki pomysł wziął się w jego głowie.
Łatwiej
mu teraz było także uczyć się w szkole i znosić domowe awantury. Miał swoją
odskocznię i osoby, do których zwracał się w trudnych chwilach. Niektórym
kolegom z drużyny opowiedział jak to się stało, że do nich trafił i dlaczego
tak zaciekle kopał piłkę na początku. Miło było mieć do nich zaufanie, nie
tylko w czasie gry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz