Bajkonik
przemierzał kręte ścieżki wysepki, które doskonale znali jej mieszkańcy.
Pokusił się nawet o szybszy trucht, który nie był aż tak męczący o tej porze
dnia, gdy słońce wschodząc ledwie musnęło horyzont. Przede wszystkim zależało
mu na tym, aby oddalić się od domu zanim rodzina zacznie go szukać. To da mu
czas na solidne poszukiwania. Wielkie liście i delikatne gałązki uderzały go w
pyszczek, ale on tego nie czuł. Jego myśli były daleko stąd, podróżowały
właśnie rakietą do odległej galaktyki.
Kto dziś będzie słuchał moich historii, jeśli nie wrócę na noc do domu? Czy Tuptuś
będzie mógł zasnąć bez bajki... - zastanawiał się.
Nigdy
dotąd nie zagłębiał się w tak odległe partie wyspy. Prawdę powiedziawszy zawsze
wydawało mu się, że jest ona dość mała, że można ją obejść naokoło w ciągu
jednego popołudnia. Tymczasem dżungla prowadziła go coraz mniej wyraźną
ścieżką bardzo daleko. Koło południa Bajkonik poczuł się nagle ogromnie
zmęczony. Skręcił z drogi za cichym odgłosem strumienia, aby napić się z niego świeżej
wody. Rzeczywiście słuch go nie mylił i znalazł wąską rzeczkę. Zanurzył w niej
mordkę i wypił kilka solidnych łyków, które orzeźwiły go. Potem zamoczył
kopytka w nurcie rzeczki, poskakał w niej trochę rozchlapując wodę na wszystkie
strony. Parsknął przy tym parę razy i wierzgnął nogami, jak przystało na
kucyka. Kiedy był już całkiem odświeżony, rozejrzał się czy wokół nie ma
jakichś owoców do zjedzenia. Na szczęście były! Dwie kiście bananów na
pobliskim drzewie wabiły go żółtą skórką. Wskoczył na gałąź, tak jak uczyła go
mama i już po chwili był z powrotem na ziemi ze świeżymi, pysznymi bananami.
Obierając je starannie zjadł jednego po drugim. Dopiero teraz dotarło do niego
jak bardzo zgłodniał. Uwielbiał jeść, ale przez ostatnie godziny jego głowa była
tak zaprzątnięta myślami, że chyba straciła kontakt z brzuchem. Po posiłku
zakopał odpadki w ziemi, pamiętał bowiem o tym że trzeba trzymać porządek wokół
siebie. Zwłaszcza jak się jest gościem, a on czuł się jak gość w tym nieznanym
miejscu, w tym nowym rozdziale swojego życia. Napełniony żołądek zaczął mu
ciążyć i przyciągać do ziemi. Bajkonik zrobił się bardzo senny, w końcu nie
spał tej nocy spisując kolejną bajkę, aby tylko odciągnąć myśli od przyziemnych
spraw. Drzewo, które dostarczyło mu pożywnych bananów zapraszało go teraz na
drzemkę w cieniu swoich rozłożystych liści. Bajkonik ułożył się przy pniu, a
liście nad jego głową tworzyły jakby baldachim chroniący go od słońca. Chciał
poleżeć tylko parę chwil, aby zregenerować siły i nie wiedząc kiedy ogarnął go
sen. Ciepły, miękki, pachnący owocami sen.
Kucyk
zbudził się popołudniu, wypoczęty i pełen energii. Parę godzin snu pozwoliło mu
odzyskać siły, które zużył na wędrówkę. Wstał spomiędzy przyjaznych pędów i
rozchylił je, aby kontynuować swą podróż.
Gdzie
powinienem się udać? - rozmyślał. Czy iść dalej ścieżką? Nie, to zbyt
łatwe, każdy może nią pójść, to nie pomoże mi odkryć kim mam być w życiu. Może
w takim razie przedzierać się przez gąszcz? Ale wtedy łatwo się zgubię i nie
będę wiedział jak wrócić. Wiem! -
wymyślił nagle. Pójdę wzdłuż strumienia!
Idąc w górę rzeki dotrę do wysokich skał, do źródła!
Podskoczył
i klasnął kopytkami z uciechy, a następnie podreptał z biegiem rzeki.
Szedł
nie spiesząc się, mógł zatem podziwiać otaczające go widoki, a te zmieniały się
co krok. Rzeka spływała z gór, a więc Bajkonik wspinał się coraz wyżej, czasami
robiło się naprawdę stromo i wtedy jego krótkie nóżki mocno się wysilały. Po
paru godzinach jego oczom ukazał się przedziwny widok: w środku dżungli wyrosła
nagle przed nim kolorowa chatka.
Podszedł
do niej bliżej, aby upewnić się czy ma rację... Tak jak się domyślał, tak jak
czytał w bajkach, tak jak to przeżywał w wyobraźni - chatka była cała wykonana
ze słodyczy. Ściany z kolorowych pierniczków, dach jak polewa lukrowa z barwną
posypką, okienka z lizaków, a w oknach babeczki zamiast kwiatków! W dodatku z
komina niczym dym unosił się kuszący zapach pieczonego ciasta. Bajkonik
pomyślał: Trafiłem do bajki... Miał
się jednak na baczności, pamiętał przecież, kto zamieszkuje takie czarowne
miejsca, kto kusi dzieci, aby spróbowały słodyczy i tylko czeka, aby je złapać.
- Baba Jaga… - wyszeptał
do siebie wpatrzony w uchylające się drzwi domku.
- Tylko nie baba,
wypraszam sobie! - rozległ się stanowczy głos i zza drzwi wychyliła się nieduża
rumiana kobietka. Włosy jej były upięte w wysoki kok, miała na sobie
szmaragdową sukienkę i czerwone błyszczące buciki. Na suknię narzucony był
haftowany w esy-floresy fartuszek. Kobieta podparła się pod boki i patrzyła
wprost na oniemiałego Bajkonika.
- Przepraszam panią... -
wyjąkał w końcu, gdy minęło pierwsze niesamowite wrażenie na widok takiej „czarownicy”.
- Jestem Jaga, dla obcych
pani Jaga, a dla dzieci ciocia Jaga. Ty zdaje się, jesteś jeszcze dzieckiem -
przedstawiła się.
- Tak proszę pani.
Nazywam się Bajkonik - odpowiedział kucyk nadal wystraszony i niepewny.
- Wejdź do środka, akurat
zrobiłam pyszne kakao - odparła, po czym obróciła się na czerwonym obcasie i
weszła do wnętrza chatki. Bajkonik pomyślał, że Jaga wygląda bardzo przyjaźnie,
ale w pamięci miał cały czas uwięzionego Jasia i Małgosię, którzy ledwo uszli z
życiem w podobnej sytuacji. Zajrzał więc tylko do środka przez uchylone drzwi.
Zapach kakao łaskotał go w nos, ale obawiał się przekroczyć próg chatki.
- Chodź dalej, nie wstydź
się - zapraszała Jaga nalewając napój z dzbanka do filiżanek. - Ach tak, wiem
co myślisz. Pewnie czytałeś bajki o tym, że porywam dzieci, tuczę je i zjadam?
- Taaaak - przyznał
Bajkonik.
- Otóż musisz wiedzieć
mój drogi, że sama te bajki wymyśliłam. Czy wiesz dlaczego?
- Może dlatego, żeby nie
zjadali ci chatki?
- Właśnie. Lubię
towarzystwo, uwielbiam jak ktoś mnie odwiedza, ale wpadam w złość, jak ktoś
próbuje niszczyć mi dom! Czy to tak trudno zapukać i poprosić o coś do
jedzenia? Nakarmię każdego kto zjawi się w moich progach, ale psucia i
bałaganienia nie zniosę.
- Czy ta bajka pomogła ci
pozbyć się natrętów? - zainteresował się Bajkonik.
- Tak, od tej pory mniej
osób się tu kręci, przychodzą tacy co mają odwagę i nie boją się stanąć ze mną
twarzą w twarz. Jak widzisz z resztą nie jest to nic wielkiego.
- Gdyby bajka była
prawdziwa, to już by cię tu nie było - zauważył Bajkonik - bo w tamtej historii
dzieci wepchnęły cię do pieca.
Po czym wszedł do miłego
wnętrza i przycupnął nieśmiało naprzeciw Jagi.
- Wiesz, przez te bajki
jestem taka owiana tajemnicą, to świetnie działa jako reklama dla firmy -
wyjaśniła.
- Masz firmę? - zdziwił
się kucyk siorbiąc pyszne, gęste kakao.
- Oczywiście, jadłeś
kiedyś ciastka firmy Jaga&Co?
- Pewnie! Robią owocowe
babeczki i czekoladowe rurki i wafle z polewą... - zaczął wyliczać.
- Wszystko to powstało w
tej kuchni - uśmiechnęła się Jaga.
Bajkonik
rozejrzał się z podziwem wokół siebie, zobaczył wielki piec złożony z
kolorowych kafli. Na blatach leżały poukładane foremki, narzędzia kuchenne,
mikser. Trafił więc do krainy słodyczy!
- A teraz powiedz mi coś
o sobie, skąd jesteś, jak tu trafiłeś.
Bajkonik
opowiedział Jadze o swojej rodzinie i poszukiwaniach, które podjął aby
zadecydować o swojej przyszłości. Na stole zjawiły się przeróżne pyszności,
pączki i bułeczki, miód i jagody, bita śmietana i krem ananasowy.
- Nie chciałbyś zostać
cukiernikiem? - zaproponowała Jaga wysłuchawszy kucyka uważnie.
- Sam nie wiem, uwielbiam
jeść, najbardziej słodkie owoce... - przyznał Bajkonik - ale nigdy nic nie
ugotowałem.
- Chodź, pokażę ci jak to
się robi.
Jaga
wstała podwijając rękawy i sięgnęła do worka po mąkę. Bajkonik patrzył jak
wyjmuje kolejne składniki, miesza je, ubija, przekłada. Na blacie lądowały się
kolejne substancje i przyprawy. Jaga wszystko wyjaśniała na głos, robiła ciasto
nie przerywając potoku słów. A przy tym cały czas wyglądała na szczęśliwą.
To jest jej prawdziwa pasja - pomyślał Bajkonik.
Powietrze
w chatce napełniło się słodkimi zapachami, unosiły się chmury kolorowych
proszków. Jaga prosiła Bajkonika o podanie różnych rzeczy, a on posłusznie
wykonywał polecenia, zafascynowany tym w czym uczestniczy. W końcu ciasto
znalazło się w piecu, a oni wspólnie pootwierali kolorowe okienka, aby
przewietrzyć pomieszczenia. Potem wyszli razem na dwór odetchnąć powietrzem
wieczoru. Słońce zachodziło powoli.
- Spójrz, wygląda jak
soczysta pomarańcza - zwróciła uwagę Jaga. - A niebo dalej ma kolor lukru
malinowego. Tak, zrobię jutro coś z pomarańczy i malin.
- Czy mógłbym zostać u
ciebie na jakiś czas? - odważył się zapytać Bajkonik - Będę ci pomagał w pracy,
a robienie słodyczy jest tak wspaniałe że chciałby się przekonać czy nie jest
moim przeznaczeniem.
- Dobrze, zatem umowa
stoi - po czym zamyśliła się na moment – Powiedziałeś mi wcześniej, że
potrafisz wymyślać bajki i opowieści.
- To prawda, uwielbiam to
robić - przyznał kucyk.
- Czy mógłbyś więc
napisać o mnie jakąś lepszą bajkę niż ta z Jasiem i Małgosią? Skleciłam ją tak
na poczekaniu, byłam pełna złości i teraz ludzie myślą, że jestem taką właśnie
wredną babą...
- Jasne, z przyjemnością
wymyślę dla ciebie bajkę i będziesz w niej bardziej podobna do siebie - obiecał
kucyk.
Bajkonik
spał tej nocy w pokoiku na poddaszu. Leżał na miękkich poduszkach i patrzył
przez świetlik w suficie na rozgwieżdżone niebo, które było jak ciemna
czekolada z kawałkami laskowych orzechów.
Skoro
tylko nadszedł świt Jaga otworzyła drzwi pokoiku, wołając wesoło:
- Wstawaj Bajkoniku,
czeka nas dziś dużo pracy!
Kucyk
zwlókł się z łóżka, trochę jeszcze zaspany, jednak zamieszanie w kuchni
sprawiło, że szybko przepędził z głowy resztki snu.
- Dziś przyjeżdżają ze
sklepów po odbiór ciastek - wyjaśniła Jaga podając mu miskę - wymieszaj to
dokładnie. Śniadanie zjemy, jak uporamy się ze wszystkim.
Bajkonik
pracował dzielnie, wykonując wszystkie prośby Jagi i słuchając jak opowiadała
mu o swoim fachu. Był bardzo ciekawy wszystkiego. Szybko też przekonał się, że
praca cukiernika nie zawsze jest słodka jak cukierek. Kiedy nadeszła pora
śniadania kucyk padł zmęczony na krzesło, a wiedział że to dopiero początek
długiego dnia.
Podobnie
minął im cały tydzień, Bajkonik szybko zrozumiał zasady pieczenia ciast i ciasteczek,
najbardziej lubił ugniatać ciasto drożdżowe. Jaga chwaliła go jako swojego
pomocnika i cieszyła się jego sukcesami. Po koniec tygodnia Bajkonik potrafił
już sam zrobić całe ciasto i udekorować je według własnego pomysłu. Wesoło im
było razem w chatce, w chmurach mąki, wśród zapachów i smaków. Chodzili też
wspólnie na poszukiwania składników, w pobliskiej wiosce zdobyli mąkę i jajka,
na targu bakalie. Owoce zbierali w lesie oraz sadzie za domkiem Jagi. Bajkonik
zrywał soczyste jabłka, szukał w leśnym poszyciu jagód, wspinał się na drzewa
po mango. Wieczorami kucyk pomimo zmęczenia brał swój notatnik i wymyślał
obiecaną bajkę dla Jagi. To była dla niego także chwila wytchnienia, jego myśli
uspokajały się przed snem układając kolejne zdania opowieści. Ostatni dzień tygodnia
przeznaczyli na odpoczynek. Bardzo go potrzebowali i należał im się, ponieważ
wyprodukowali nawet zapasy ciast na parę kolejnych dni.
Bajkonik
bardzo polubił Jagę i szanował pracę cukiernika, czuł jednak że to nie do końca
jest „jego bajka”.
- Ciociu Jago, skończyłem
dla ciebie bajkę - poinformował Bajkonik, kiedy wspólnie odpoczywali na
skąpanej w słońcu polanie.
- O, cudownie mój drogi,
przeczytaj mi proszę - ucieszona Jaga wpatrywała się w kucyka z oczekiwaniem.
Bajkonik
wyciągnął zeszyt i rozpoczął lekturę. Jaga przymknęła oczy i odwróciła twarz do
słońca, w pełni oddając się słuchanej historii. Kiedy Bajkonik skończył,
podniosła się z trawy i uściskała go serdecznie.
- Dziękuję ci, to
najpiękniejsza bajka jaką w życiu słyszałam, a co najważniejsze jest o mnie!
- Chcę by jak najwięcej
osób poznało cię z tej strony, z jakiej ja ciebie poznałem - odparł wzruszony
Bajkonik - Dlatego opuszczę twoją słodką chatkę i ruszę dalej. Ciasta to
wspaniały sposób na życie, lecz wydaje mi się, że to nie do końca jest dla
mnie. Napotkanym osobom będę opowiadał bajkę o tobie, tak by zechcieli cię
odwiedzić.
- Przykro mi, że musisz
odejść, masz smykałkę do pieczenia ciast - pochwaliła go Jaga głaszcząc grzywę
kucyka, która w tym momencie miała błękitno-fioletowy kolor.
- Jestem ci bardzo
wdzięczny za wszystko czego mnie nauczyłaś, dzięki tobie ciasta to moje nowe
hobby. Jednak nie sposób na życie.
Jaga
spakowała mu w płócienną torbę zapas smakołyków, które razem upichcili.
Następnie odprowadziła go kawałek przez las wzdłuż rzeki.
- Tu się pożegnamy -
powiedziała przy wielkim głazie - Wrócę do swoich spraw, a tobie życzę
powodzenia, abyś znalazł właściwą drogę dla siebie.
Uściskali
się i Bajkonik ruszył przed siebie na dalsze poszukiwania.
CDN.
Gdzieś czytałam, że Baba Jaga była uważana za boginkę, władczynię lasów, zdegradowaną później przez bogów (mężczyzn rzecz jasna). W każdym razie jest wiele interpretacji tej postaci (nie zawsze uważa się ją za wcielenie zła), a moim zdaniem Grimmowska historia jest dla niej wyjątkowo krzywdząca. Ale do rzeczy... Wygląda na dłuższe opowiadanie, drugą część można uznać za oddzielną historię:) Podoba mi się, że bohater odkrywa kolejne pasje, ale jednocześnie nadal poszukuje. Piszesz na bieżąco, czy już opowieść jest zakończona? Niech bracia się chowają z tym paleniem, zjadaniem i ogólną makabrą;P Jaga rulez!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Jaga jako leśna boginka, chociaż u mnie wyszła taka kobieta przedsiębiorcza :D
UsuńPiszę na bieżąco kolejne części, także jeszcze do końca nie wiem dokąd mnie to zaprowadzi, ale ogólny zarys w głowie mam i tak raczej intuicyjnie niż intencjonalnie za nim podążam :)
Szkoda, że nie każdy ma taką odwagę jak Bajkonik by wyruszyć w podobną podróż ;)
OdpowiedzUsuńNiektóre podróże można odbyć nie wychodząc z domu, ale jeśli potrzebna Ci taka podróż, to życzę Ci odwagi do jej podjęcia :)
Usuń