piątek, 22 sierpnia 2014

Bajka o lustrze

Wszystko czego pragniesz, jest po drugiej stronie strachu – Jack Canfield.


Meble w pokoju Alicji z ożywieniem szeptały między sobą. Pierwsza odezwała się Komoda:
- Alicja przeszła przez lustro, słyszeliście o tym?
Na to odezwał się zdziwiony Stolik: 
- Nie bała się zranić, skaleczyć?
- Bała się, a jednak to zrobiła. Posłuszne lustro ugięło się pod jej ciałem i przepuściło szczupłą sylwetkę na drugą stronę - wyjaśniała Komoda. Do dyskusji dołączyła ociężała, trzydrzwiowa Szafa:
- Byłam przy tym. To było jak przejście przez ścianę wody. Niby nic się nie zmienia, a jednak człowiek nie jest już ten sam, zostaje przesiąknięty esencją życia.
Fotel nie dowierzał tym rewelacjom, kpiąc sobie z opowieści:
- Co znajduje się po drugiej stronie lustra? Kraina czarów, gdzie biegają białe króliki, a maleńkie buteleczki i ciastka kuszą do spróbowania nieznanych substancji?
- O nie, Alicja była zbyt mądra na to, aby nabrać się na kolorowe specyfiki, obiecujące zmianę na lepsze. Pokonała granicę lustra, nie w poszukiwaniu mitycznej krainy czarów, ale aby odnaleźć prawdziwe życie ukryte za zasłoną - wyjaśniała cierpliwie Szafa skrzypiąc jednym zawiasem, a Komoda dokończyła:
- Alicja stawiła czoła temu, czego się obawiała, pomimo ryzyka odniesienia ran. Jej życie okazało się jednak nie tak kruche jak to sobie wyobrażała. Zyskała panowanie nad własną siłą, nad tą którą przeczuwała, ale nie wiedziała jak ją wykorzystać.
- Powiedzcie od początku, jak to się stało? - chciał wiedzieć Zegar na ścianie. Głos zabrała Szafa, która znała Alicję najdłużej:

- Alicja była cichą i skromną osobą. Marzenia dziewczyny były dużo odważniejsze niż ona sama. Na szczęście, miały też większą moc niż ich właścicielka mogła się spodziewać. Była to moc na tyle silna, że pchnęła Alicję wprost na taflę lustra, którego tak się obawiała, widząc w nim swoje zniekształcone odbicie. Nieraz sama się obserwowała - nogi śmiesznie krótkie, nie da się na nich dojść za daleko; ręce koślawe, potrafią niewiele; i jeszcze twarz o żałosnym, niepewnym uśmiechu. Oczy takie wystraszone. Alicja nie widziała w lustrze wojownika, jakim chciała się stać. Jednak nie była sama. Wiedziała jaka chce być, i to właśnie to wyobrażenie pochodzące z jej marzeń, podało jej pomocną dłoń. Dłoń ta, zamiast łagodnie pociągnąć ją, mocno pchnęła plecy dziewczyny, tak że nie pozostało jej nic innego, jak z całym impetem wpaść na srebrzystą taflę zwierciadła. Ono nie spodziewając się tak zuchwałego kroku, nie zdążyło nawet wykonać odbicia jej twarzy, wypaczyć jej rysów w komiczną karykaturę, jaką zwykle gasiło jej zapał.
I oto nagle Alicja stoi po drugiej stronie lustra, po drugiej stronie strachu. Idzie tam, gdzie zawsze chciała pójść, a bała się tego. Idzie sama do kina, kupuje bilet, siada pośrodku sali. Czuje komfort z bycia sobą. Cieszy się obrazem, dźwiękami. Po seansie kieruje się do słynnej restauracji i wybiera z karty potrawę, na którą od dawna miała ochotę. Uśmiecha się do kelnera. Smak potrawy przyjemnie rozpływa się w jej ustach, na podniebieniu i na języku. Tego oczekiwała, tego chciała. Po powrocie do domu sięga po telefon, aby zadzwonić do dawnej koleżanki, z którą kontakt „jakoś” się urwał. Nie miała śmiałości, by przełamać barierę milczenia po przerwie. Teraz jednak świat jest bardziej intensywny, Alicja wie, że szkoda czasu na dalsze wahanie. Znajoma jest zaskoczona, ale przyjmuje Alicję serdecznie. Umawiają się na kawę w sobotę. Alicja ma jeszcze tyle godzin do końca tego ekscytującego dnia. Jest jeszcze jedna rzecz, na którą od dawna miała ochotę. Przebiera się więc w domowy dres, robi kilka rozgrzewających ćwiczeń, po czym wybiega z mieszkania. To małe miasteczko, niewiele osób miewa tu takie fanaberie jak jogging. Alicja krąży truchtem po osiedlu, nie przywiązując nadmiernej wagi do ciekawskich spojrzeń sąsiadów. Zmęczona wraca do domu, włącza ulubioną muzykę. Wsłuchuje się w dźwięki leżąc na łóżku i czując krążącą w żyłach krew. Serce powoli uspokaja się i wraca do własnego rytmu. Alicja popijając chłodną wodę, spisuje plan na następny dzień: rozmowa z szefem w sprawie podwyżki, zapisanie się na kurs prawa jazdy, wyjście na basen... Oczywiście Alicja zdaje sobie sprawę, że pełno jest luster, które będą próbowały zniekształcać jej obraz i hamować tym samym jej kroki. Jednak wie, jak sobie z nimi poradzić. Przecież już raz przeszła przez lustro, teraz będzie nadal praktykować tę umiejętność.
Koniec

Co mnie blokuje, czego się obawiam?
Jeśli spotka mnie porażka, co to będzie dla mnie oznaczało?
Jeśli działanie będzie zwieńczone sukcesem, co to zmieni w moim życiu?


czwartek, 14 sierpnia 2014

Bajka o kuferku

Kiedy Vigo był jeszcze całkiem mały, ale na tyle duży, że potrafił już czytać i pisać, postanowił zebrać do pudełka wszystkie swoje plany i marzenia. Sam nie wiedział, po co dokładnie to robi. Jego siostra pisała pamiętnik, zamykała go na klucz w szufladzie przy szafce nocnej i strzegła jak skarbu. Z kolei jego najlepszy kolega kolekcjonował kartki pocztowe. Miał cały album wypełniony kolorowymi pocztówkami z różnych zakątków. Część z nich zebrał samodzielnie, wyjeżdżając na wakacje, a niektóre wysyłali mu krewni i znajomi ze swoich wycieczek. Była jeszcze babcia, gromadząca przepisy kulinarne w rozlatującym się zeszycie, który pamiętał chyba jeszcze czasy jej młodości.
Vigo jako uważny obserwator zauważył, że ludzie lubią gromadzić różne rzeczy, zdjęcia, pamiątki, kamienie, bibeloty, meble. Wszystko to było związane z przeszłością, przywoływało z pamięci czasy mniej lub bardziej odległe. Chłopcu zależało, aby jego zbiór był inny niż wszystkie. Zgromadził więc przedmioty, które będą stanowiły jego „pamiątki z przyszłości”. Zgromadził więc rzeczy, które lubił lub które kojarzyły mu się z czymś przyjemnym.
Starannie zapakował wszystko do specjalnie przyszykowanego kuferka. Na wieczku napisał markerem wehikuł czasu, po czym zawinął w szary papier i zakleił taśmą. Początkowo trzymał skrzynkę w pokoju, jednak z roku na rok przybywało w nim nowych przedmiotów, tak że pewnego dnia postanowił część „rupieci” wynieść na strych. W kartonowym pudle wylądowały więc książki, z których już nie korzystał, ale kiedyś mogły się przydać; zabawki, teczka z rysunkami oraz właśnie „wehikuł czasu”. Pudło znalazło się na strychu wraz z innymi rzeczami, jakie co jakiś czas dokładała tam rodzina Vigo.
Przez pierwsze tygodnie od skompletowania kolekcji, Vigo myślał o niej często. Miewał też ochotę rozedrzeć papier i poprzyglądać się zgromadzonym skarbom. Powstrzymał się jednak, bo chciał tam zajrzeć dopiero, kiedy zapomni co znajduje się w środku. Kiedy nadejdzie bliżej nieokreślona „przyszłość”.
Minęło wiele lat zanim znów przypomniał sobie o tych skarbach. Wszystko dlatego, że coraz mniej czasu spędzał w domu, ponieważ zapisał się do harcerstwa, wyjeżdżał na rajdy wiosną i latem, a w zimie jeździł na nartach. Wraz z tym jak dorastał wyjazdy były coraz dalsze, góry po których się wspinał coraz wyższe, a morza przez które przypływał coraz głębsze. W końcu całkiem wyprowadził się z domu rodzinnego, bo stał się dorosły i samodzielny.
Życie Vigo, coraz bardziej intensywne i pełne nowych doświadczeń, prowadziło go krętymi ścieżkami. Starał się jednak znaleźć momenty wytchnienia, dlatego lubił wracać do domu rodziców, gdzie znajdował smaki i zapachy znane z dzieciństwa.
Był już całkiem dorosły, nawet na tyle, aby opiekować się kimś oprócz siebie, kiedy powtórnie zajrzał do starego kuferka. Zjawił się w domu rodziców wraz ze swoim 8-letnim synkiem Morrisem. Morris był równie ciekawy świata jak jego tata, dlatego podczas, gdy dorośli pili kawę i rozmawiali w jadalni, on zapuścił się na strych. Uwielbiał tam przebywać, nie niepokojony przez nikogo. Przeglądał stare komiksy, które czytał Vigo w dzieciństwie, a także pisał kredą po tablicy, którą niegdyś bawiła się jego ciocia. Jego uwagę przyciągnęło także pudło pełne różnych drobiazgów, pośród których jedna rzecz była większa od pozostałych. To właśnie szczelnie zapakowany kuferek oczekiwał na ponowne otwarcie. Morris nie miał jednak śmiałości, aby rozerwać pozaklejany papier. Kiedy jednak Vigo dotarł na strych w poszukiwaniu synka, Morris podbiegł do niego z paczką:


- Tato, co jest w środku? Możemy tam zajrzeć? 
Vigo wyjął z rąk chłopca pakunek i choć początkowo nie zdawał sobie sprawy z tego, co trzyma w dłoniach, to jednak po paru sekundach, w nagłym przebłysku pamięci, zobaczył wyraźny obraz z dzieciństwa. 
- To taka moja kolekcja, chodź, otworzymy ją. 
Siedli wspólnie na podłodze, a między nimi leżała paczka. Teraz Morris otrzymawszy pozwolenie na otwarcie cudzego sekretu, nie miał już żadnych skrupułów, aby zajrzeć do środka. Pospiesznie rozerwał papier, aby wydobyć kuferek. Uchylił jego wieko i kolejno wyjmowali zawartość.
- Tato, zobacz, to jest resorak, taki sam jak nasz samochód - ucieszył się Morris. 
- Rzeczywiście - zdziwiony Vigo obracał w palcach miniaturkę auta, które czekało na nich pod domem - Co tam jeszcze mamy? 
- To mapa - Morris rozpostarł przed sobą złożoną kartę.
- Mapa świata - zauważył Vigo - a te czerwone kropki... To miejsca, w które chciałem pojechać jako dziecko. 
- A które z nich odwiedziłeś? - zaintrygował się Morris. Tata z uwagą przyglądał się punktom na kontynentach.
- Wszystkie, oprócz Ekwadoru - stwierdził wreszcie. 
- Wow, super - brzmiał komentarz chłopca, który w tym czasie sięgnął do skrzynki po miniaturowy domek wykonany z pudełek po zapałkach - Już wtedy wiedziałeś, że będzie projektował budynki? - pytał Morris stawiając domek koło samochodu. 
- Raczej nie, ale widać chciałem to robić - uśmiechnął się Vigo do swoich wspomnień. 
- A na tym zdjęciu to ty i wujek Rox - Morris bezbłędnie rozpoznał młode twarze starych znajomych.
- Już wtedy byliśmy najlepszymi kumplami i tak nam zostało do tej pory.
- Czy to zdjęcie mamy? - zaskoczony syn spojrzał na tatę wyciągając kolejną rzecz.
- Niemożliwe, jeszcze wtedy się nie znaliśmy - Vigo spojrzał na zdjęcie, był to wycinek z gazety przedstawiający piosenkarkę, którą dawniej uwielbiał - Masz rację, jest bardzo podobna do twojej mamy, zabawne. 
- To jest dopiero śmieszne - Morris potrząsał szmacianym pajacykiem, wypełnionym gorczycą - sam to zrobiłeś? 
- Szyliśmy takie kukiełki na zajęciach z plastyki - przypomniał sobie Vigo - czy wiesz jak go wtedy nazwałem?
- Jak?
- Morris.
- Tak jak ja się nazywam? - nie dowierzał syn - Niemożliwe. 
- Zapytaj swojej ciotki, ona to dokładnie pamięta, bo też lubiła to imię.
- Ooo twoja ulubiona czekolada, ale chyba jest przeterminowana ze sto lat - Morris z obrzydzeniem trzymał w dwóch palcach podejrzanej jakości produkt. 
- Tak, z orzechami - potwierdził Vigo. - Nie będziemy jej otwierać. 
- Dlaczego jej nie zjadłeś? - nie mógł zrozumieć chłopiec. 
- Widzisz, w tej skrzynce schowałem wszystko, co lubiłem i chciałem zabrać ze sobą w przyszłość. 
- Ale po co? 
- Inni zbierali różne rzeczy związane z przeszłością, a ja chciałem zebrać przyszłość - tłumaczył Vigo, chociaż dla niego też już nie było całkiem jasne, co miał na myśli tamten mały chłopiec, którym niegdyś był.
- Wygląda na to - rzekł powoli Morris spoglądając na rozłożoną na podłodze strychu kolekcję - że ci się to udało.
Tata i synek zapakowali do pudełka jego zawartość, a potem trzymając się za dłonie zeszli na dół.
Koniec