sobota, 22 listopada 2014

Opowiadanie: Kolory życia

Listopadowy dzień ciągnął się w nieskończoność. Długie, szare popołudnie z deszczem siąpiącym z grafitowych chmur. Gdyby chociaż ten deszcz bębnił miarowo w szyby, tworząc nastrój... Lub gdyby sypnęło śniegiem pokrywając całą tą mdłą szarość... Gabi bardzo nudziła się w takie momenty jak ten.
To nie jest tak, że nie potrafiła znaleźć sobie zajęcia. Mogłaby przecież czytać książki. Na nocnej szafce czekał ciekawy kryminał (już go zaczęła), a także lektura szkolna (leżąca odłogiem). Pokój wymagał delikatnego sprzątania. A dywan w pokoju rodziców odkurzania. Wszystkie te zajęcia mogły jednak zaczekać. Po chwili zastanowienia uznała, że czytanie nie wchodzi w grę, uśpiłoby ją prędko przy tej sennej aurze.
Gabi przypomniała sobie, jak jeszcze parę lat temu, zanim poszła do gimnazjum, uwielbiała rysować. Spędzała na tym zajęciu każdą wolną chwilę, zapominała nawet o pracy domowej czy spotkaniu z przyjaciółką.
- Czemu przestałam tym się zajmować? - zapytała Gabi siebie. Przerzuciła biurko w poszukiwaniu czystych kartek, papieru i ołówka. Odnalazły się pod stertą kserówek na dnie szuflady. Uprzątnęła biurko i ułożyła przed sobą kartkę. Ołówek zaczął podróż po białej powierzchni, kreśląc linie, kreski, kropki, które z wolna łączyły się w mniej abstrakcyjne kształty. Gabi przypomniała sobie jak to było z tym rysowaniem:
Była w szóstej klasie i spędzała sobotę nad swoim blokiem, pokrywając go kolorowymi plamami kredek, uczyła się wtedy dobierać kolory. Do pokoju weszła mama ze słowami:
- A ty znowu ślęczysz nad tym rysowaniem? Pomóż mi rozwiesić pranie.
- Już, już - odpowiedziała Gabi odkładając szkicownik.
- Już jesteś za duża, żeby tyle czasu spędzać na takim dziecinnym zajęciu - skomentowała mama bez litości.
- No może i tak - przyznała dziewczynka. Nie chodziło o to, że miga się od domowych zajęć, nawet lubiła pomagać, czuła się wtedy bardziej dorosła. Za to kiedy rysowała, czuła się wolna.


Innym razem rysując zapomniała, że mama poprosiła ją o przypilnowanie gotujących się ziemniaków, bo sama poszła do sklepu. Gabrysia przebywając w swoim świecie, przypomniała sobie o nich dopiero gdy zdążyły już porządnie przywrzeć do dna garnka. W popłochu pobiegła do kuchni przyciągnięta zapachem spalenizny, upuszczając po drodze blok. Nawet nie dostała wtedy kary za niedopilnowanie obiadu, a jednak było jej przykro i wiedziała, że mama uważa ją za bardzo dziecinną. Dodatkową przykrość stanowił fakt, że jej starszy brat znalazł blok i na drugiej stronie jej rysunków popisał jakieś bazgroły (potem tłumaczył, że potrzebował szybko coś zanotować).
Trochę więcej zrozumienia dla jej pasji miał tata, który sam spędzał wiele godzin w garażu na dłubaniu w samochodzie. Mama też tego nie pochwalała, a on kiedy tylko mógł wymykał się by zrobić coś przy aucie. Mimo to i on czasem groził Gabi palcem ze słowami:
- Gabrysia, wiesz że na tym nie zarobisz na siebie w przyszłości. Lepiej porozwiązujmy zadania z matematyki. Chodź, wytłumaczę ci procenty, wiem że dostałaś z tego dwójkę.
Gabi była pewna, że tata miał jak najlepsze intencje.
Od kiedy więc skończyła podstawówkę, jedyne prace plastyczne jakie wykonywała to te zlecone przez nauczycielkę. Otrzymywała za nie wysokie oceny, raz czy dwa jej prace zostały wysłane na konkurs. Sama jednak uznała, że to niezbyt poważne wyróżnienie.
Gabrysia wróciła myślami ze wspomnień do chwili obecnej. Spojrzała między swoje dłonie na obrazek, który powstał. Kręta droga przez las, w oddali zarys gór. Krytycznie oceniła efekt:
Gdybym rysowała regularnie, na pewno byłby o wiele lepszy. Wyszedł nieco kiczowaty.
Mimo to, przypięła go pinezką do tablicy korkowej nad biurkiem. Wiszący powyżej zegar wskazywał szóstą.
Tak szybko zleciał ten czas, dwie godziny jak pięć minut - pomyślała.
Zostawiła swoje myśli wraz z obrazkiem na ścianie, aby „odbębnić” domowe obowiązki.

Jutro też coś narysuję, niech sobie gadają, ale ja po prostu uwielbiam to robić - postanowiła.