wtorek, 24 grudnia 2013

Aluś czeka na tatę

Aluś siedział w oknie i patrzył na szare ulice. Wielkim życzeniem chłopca na święta było to, by tata dotarł na czas i cała rodzina zebrała się przy stole. Taty nie widział już bardzo długo. Chyba z tydzień lub dwa. W świecie Alusia taki czas to całe wieki.
Mama w kuchni zajmowała się przygotowywaniem świątecznych potraw. Pachniało pieczonym ciastem, słychać było drażniący dźwięk miksera. Zwykle o tej porze Aluś z tatą ubierali choinkę. Dziwnie jest tak samemu siedzieć w pokoiku i bawić się zabawkami, jakby był to zwykły dzień, a nie wigilia Świąt Bożego Narodzenia.
Aluś wstał i poszedł do mamy.
- Mamo, kiedy przyjdzie tata i będziemy ubierać choinkę?
Mama przerwała szykowanie potraw i spojrzała na synka, po czym odpoweidziała:
- W tym roku przyjdzie do nas tylko babcia i dziadek.
- A co ze świątecznym drzewkiem? - dopytywał chłopiec.
- Nie miałam kiedy tym się zająć... Ale jeśli bardzo chcesz, to wyciągnę choinkę i ubierzesz ją samodzielnie. Co ty na to, Aluś? - zaproponowała mama.
Aluś chętnie się na to zgodził, bo chociaż sam, ale będzie miał ciekawe zajęcie na to zimowe przedpołudnie.
Mama zdjęła z najwyższej półki w szafie zapakowaną w folię sztuczną choinkę. Wspólnie zdjęli z niej przykrycie i ustawili w pokoju. Drzewko było nieduże, w sam raz aby mógł je przystroić 7-letni chłopiec.
Wyjmując pudła z ozdobami mama przypomniała Alusiowi, żeby uważał przy delikatnych, szklanych bombkach, po czym wróciła do kuchni.
Ostrożnie wyciągając z pudełek świąteczne ozdoby, chłopiec przecierał je z kurzu, by pięknie błyszczały.
"W zeszłym roku mieliśmy żywą choinkę" - pomyślał. "Razem z tatą poszliśmy po nią na targ, wybraliśmy najładniejszą, a kiedy szliśmy z nią do domu sypał śnieg".
Nie było mu tak wesoło podczas ubierania jak jeszcze rok temu. Z uwagą rozwieszał na choince bombki okrągłe jak piłki, a także takie w podłużnym kształcie jak szyszki albo podobne do leśnych grzybków. Na dnie pudełka znalazł ozdoby z kolorowego papieru, które sam wykonał. Postanowił, że one także zawisną na gałązkach, choć może nie są tak śliczne jak te ze szkła.
Nagle zadzwonił telefon. Mama szybko odebrała, wymieniła kilka słów, których Aluś przez ścianę kuchni nie dosłyszał, a potem mama przywołała go do siebie:
- Aluś, tata dzwoni, chciałby z tobą porozmawiać.
Aluś zerwał się szybko z podłogi i pobiegł do kuchni. Złapał słuchawkę i prawie krzyknął:
- Cześć tato!
- Cześć Aluś - zabrzmiał znajomy głos po drugiej stronie aparatu.
- Tato, kiedy przyjdziesz? Już prawie ubrałem całą choinkę i to zupełnie sam.
- Brawo synku, świetnie sobie poradziłeś. Dzwonię, aby złożyć ci świąteczne życzenia - powiedział tata.
- Dzięki tato. Kiedy przyjdziesz do domu? - dopytywał chłopiec, bo czuł że ostatnio dorośli nie odpowiadają na jego pytania.
- W tym roku spędzisz święta z mamą i dziadkami. Zobaczymy się po świętach. Przyjdę obejrzeć choinkę i zabiorę cię na wycieczkę.
Aluś nic z tego nie rozumiał. To nie tak miało być! Zawsze było inaczej, a w tym roku wszystko jest obrócone do góry nogami. W dodatku ani mama, ani tata nie mówili mu dlaczego tak się dzieje. Czy to jego wina? Czy był niegrzeczny? To wszystko przemknęło przez głowę Alusia, kiedy tata szybko życzył mu wesołych i ciepłych świąt. Potem rozłączyli się.
Aluś odłożył telefon i wrócił do pokoju. Choinka była gotowa. Zostało jeszcze jedno pudełko, ale Aluś nie pamiętał co w nim jest. Po otworzeniu w środku znalazł bożonarodzeniową szopkę. Teraz przypomniało mu się, że zwykle ustawiali ją na szafce koło choinki. Zatem i tym razem nie może zabraknąć szopki, postanowił chłopiec. Umieścił ją na szafce, a w środku poustawiał figurki Maryi, Józefa i małego Jezusa. Wokół postawił postacie trzech króli i pasterzy oraz zwierzątek. Aluś lubił szopkę, bo była jak maleńki teatrzyk, a figurki mogły pełnić rolę aktorów.
Chłopiec uznał, że jego praca jest skończona. Z podłogi pozbierał pudełka po ozdobach i schował je do szafy. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. To na pewno babcia i dziadek! Aluś ucieszył się i wypadł do przedpokoju, gdzie mama już otworzyła gościom drzwi. Przytulił się do nich na powitanie.
Następnie babcia poszła z mamą do kuchni aby szykować wigilijną kolację, a dziadek udał się za swoim wnukiem do pokoju aby podziwiać przystrojoną choinkę.
- Świetnie wygląda - pochwalił dziadek. - Cieszę się, że sam zrobiłeś taki kawał roboty.
Pogłaskał wnuka po włosach i obaj zasiedli na kanapie.
- Dziadku, mam pytanie - zaczął Aluś temat, który bardzo mu leżał na sercu.
- Słucham cię Aluś - zachęcił go dziadek.
- To dla mnie strasznie dziwne, że taty nie ma tutaj z nami. Nie rozumiem czemu tak jest. Mama nic nie mówi, tata kiedy dzwonił też mi nie wyjaśnił. Czy to przeze mnie?
Dziadek najpierw mocno przytulił chłopca, po czym odpowiedział:
- Widzisz, czasami tak jest, że dorośli bardzo się na siebie pogniewają i nie chcą już dłużej razem mieszkać ani spędzać świąt.
- Więc mama i tata są pokłóceni? - zapytał Aluś, aby być pewnym że wszystko rozumie.
- Właśnie tak - potwierdził dziadek.
- Z jakiego powodu? Czy dlatego że byłem niedobry? - drążył chłopiec, czuł przy tym że łzy napływają mu do oczu.
- Nie Aluś, pokłócili się o sprawy, które są między nimi. Nie potrafili się dogadać - rzekł dziadek znów przytulając wnuka.
- Aha. A pogodzą się?
- Tego nie wiem. Ale jedno wiem na pewno, że oboje bardzo cię kochają i chcą abyś był szczęśliwy.
- No tak - przyznał Aluś, bo to co mówił dziadek uspokoiło go. - Bardzo bym chciał żebyśmy znów byli razem.
- To zupełnie normalne, że tęsknisz za tatą. On za tobą również, dlatego będziecie się spotykać w każdy weekend.
- Bardzo fajnie - uśmiechnął się Aluś na te słowa. - Szkoda tylko że nie będzie go dzisiaj, zawsze był na wigilii.
- To prawda - przyznał dziadek, po czym dodał - A masz jakiś pomysł, co możemy zrobić żebyś tak mocno nie czuł smutku?
- Mógłbym jeszcze raz z nim porozmawiać przez telefon i zapytać czy na pewno spotkamy się zaraz po świętach, w następny weekend - wymyślił Aluś.
- Świetna myśl, zaraz do niego zadzwonimy - po czym dziadek sięgnął po telefon i wykręcił numer. Aluś porozmawiał z tatą i czuł się spokojniejszy. Wiedział już, że to nie przez niego tata nie zjawi się na święta w domu. Tata obiecał że przyjdzie w kolejną sobotę po Bożym Narodzeniu i spędzą wspólnie dużo czasu.
Aluś skończywszy rozmowę spojrzał na uśmiechniętego dziadka i również się uśmiechnął.
- Czy czujesz się teraz lepiej?
- Jasne - odrzekł Aluś.
- Jest jeszcze coś, co chciałbyś zrobić, żeby te święta były miłe?
- Mam taki pomysł, że ulepię taką figurkę taty z plasteliny... - zaczął niepewnie.
- To może ulepisz całą rodzinę, siebie i mamę - zaproponował dziadek.
- Tak! - podchwycił pomysł Aluś.Wyszedł poszukać w swoim biurku pudełka z plasteliną. Przy okazji znalazły się także kolorowe włóczki i kawałki materiałów. Chłopiec ulepił ludzika, który był wysoki jak tata, zrobił mu włosy z brązowej wełny i ubranie w ulubionym kolorze taty - zielonym. Następnie wykonał postać przypominającą jego mamę, z długim warkoczem i szerokim uśmiechem. Na koniec zostawił ulepienie figurki, która przypominałaby jego samego. Dziadek przyglądał się, jak Aluś przygotowuje plastelinową rodzinę, a sam wykonał kilka zwierzątek, które można było dołączyć do szopki. 
Kiedy wszystko było gotowe Aluś zebrał figurki i ustawił je wokół szopki. Było tak jakby przyszedł z rodzicami powitać Dzieciątko Jezus. 
- Wiesz dziadku, już mi prawie wcale nie jest smutno - zauważył chłopiec.
- Cieszę się Aluś. 
- Tak sobie pomyślałem teraz, że oprócz mamy i taty, mam jeszcze ciebie i babcię. Jakoś tak mi lepiej, kiedy tu z nami jesteście. 
- Tak właśnie jest, że obecność bliskich sprawia że czujemy się lepiej - podsumował dziadek. 
- To chyba też może być mój sposób na smutek - odkrył nagle Aluś - żeby poszukać sobie towarzystwa kogoś, kogo lubię. 
- Kolejny świetny pomysł - pochwalił dziadek. 
Tak siedzieli w pobliżu mrugającej wesoło choinki i rozmawiali o sprawach poważnych i śmiesznych, a kiedy na niebie pojawiła się gwiazdka, zasiedli we czworo do stołu. Na środku płonęła świeca, rzucając wokół błyski. W tle cicho grały kolędy. W pokoju było miło i przytulnie.
Aluś był szczęśliwy.

piątek, 20 grudnia 2013

Bajka o Bobrze

Poniższa bajka terapeutyczna napisana została dla 5-letniej dziewczynki, która czuła lęk przed wizytą u dentysty. Wcześniej miała negatywne doświadczenia związane z leczeniem stomatologicznym, ponieważ była przymuszana do zabiegów. Po przeczytaniu dziecku bajki, miało ono za zadanie narysować do niej ilustrację.

Bajka terapeutyczna:
W samym środku lasu, nad brzegiem bystrej rzeki mieszkała rodzina Bobrów. Był tata Bóbr, który był najlepszym budowniczym tam w całej okolicy; mama Bobrowa, która przyrządzała najlepszą w lesie zupę rybną; wraz z nimi mieszkał mały Boberek, który w wolnych chwilach towarzyszył tacie w pracy. Uczył się budowy tam i pomagał przecinać mniejsze gałązki – do tego bardzo mu się przydawały jego mocne i zdrowe zęby.
Pewnego dnia podczas pracy na tamie zdarzył się nieprzyjemny wypadek. Mały Boberek po przecięciu mniejszych gałązek powierzonych mu przez tatę, zauważył że zostało jeszcze kilka większych. Początkowo chciał zawołać tatę, ale ten był niezwykle zajęty na innym odcinku tamy i nie mógł zostawić rozpoczętej pracy. Więc mały Boberek postanowił, że sam spróbuje je przeciąć.
Wziął duży kawałek drewna, szeroko otworzył pyszczek i z zapałem wgryzł się w drewno. Nagle poczuł przenikliwy ból w górnej szczęce. Szybko wypluł drewno i wystraszony pobiegł do mamy.
- Mamo, mamo! – krzyczał – strasznie mnie boli tu w buzi!
Mama poprosiła, by szeroko otworzył pyszczek i zajrzała do środka.
- Synku, wygląda na to że twój ząbek się rusza. Musiałeś nim trafić na jakiś szczególnie twardy kawałek drewna. Trzeba będzie pokazać to doktorowi.
Boberek przeraził się na te słowa, bo bardzo nie lubił wizyt w gabinecie lekarskim. Zaczął więc jeszcze mocniej płakać, lamentując:
- Nie pójdę, ja nie chcę! To będzie bolało. Nikt mi nie będzie zaglądał do buzi. Pewnie samo przejdzie…
- Pan doktor ma specjalne lekarstwa, posmaruje, założy opatrunek i ząbek szybciej się zagoi – przekonywała mama. Jednak mały Boberek uparł się i zamknął w swoim pokoju.
Wieczorem w domu zjawił się tata i usłyszał co się przytrafiło Boberkowi. Poszedł do jego pokoju, gdzie tymczasem synek płakał cicho na łóżeczku. Tata przysiadł na brzegu łóżka i odezwał się:
- Synu, zęby to bardzo ważna rzecz w życiu. Musimy o nie dbać, bo bardzo nam się przydają. Nie będziesz mógł mi towarzyszyć w pracy z kiwającym się ząbkiem.
- Ale ja się boję, że u doktora będzie mnie bolało jeszcze bardziej niż teraz – wyraził swoje obawy Boberek.
- Jeśli nie pójdziemy do doktora, to będzie się o wiele dłużej goiło – tłumaczył tata.
Boberek pomyślał, że nie wytrzyma już dłużej bólu w pyszczku. Poza tym bardzo zależało mu aby towarzyszyć tacie w robotach na tamie, więc odrzekł:
- Dobrze, pójdźmy tam.
Następnego dnia rano tata wziął Boberka za łapkę i ruszyli do gabinetu doktora. W gabinecie było wiele skomplikowanych urządzeń, aparatów, narzędzi, a na ścianach wisiały tajemnicze tablice  z rysunkami zwierząt i ziół. Boberek był niezwykle zaciekawiony do czego mogą służyć te wszystkie dziwne urządzenia. Doktor zaproponował:
- Chodź, pokażę ci taką maszynę, która zrobi zdjęcie twojego ząbka.
Boberek poczuł się zainteresowany aparaturą, gdy doktor wykonywał badanie przy jej pomocy. Po chwili widać było na zdjęciu cały ząbek, nawet lepiej niż w lusterku.
- Teraz założymy ci opatrunek, który sprawi, że ząbek szybko wróci do zdrowia – wyjaśnił doktor i poprosił – otwórz teraz buzię.
Boberek niepewnie otworzył pyszczek i pozwolił doktorowi dokonać zabiegu. Poczuł krótkie ukłucie i nagle ból ustał.
- Już po wszystkim – powiedział doktor  – byłeś bardzo dzielny.
I nakleił Boberkowi na futerko nalepkę z napisem „Dzielny pacjent”.

Boberek bardzo zadowolony wrócił do domu i po paru dniach odpoczynku mógł wrócić do pomagania tacie w budowaniu tam. 

piątek, 13 grudnia 2013

Bajka o wiewióreczce Wiki

Chcę dzisiaj zaprezentować bajkę terapeutyczną, której bohaterem jest mała uparta wiewiórka. Została napisana dla dziewczynki, która mimo tego że lubiła chodzić do przedszkola, to zachowywała się w nim w sposób mało zdyscyplinowany i nie reagowała na polecenia wydawane do grupy. Celem bajki było zachęcenie jej do udziału we wspólnych zajęciach i podporządkowania się prośbom nauczyciela. 
A oto i treść: 
Bajka o wiewiórce
Spójrz na gęsty zielony las pełen dzikich zwierząt i bujnej roślinności. Posłuchaj jak szumią liście na drzewach o poranku, a zwierzęta nawołują się pohukiwaniem. Czy czujesz jak wiatr łaskocze skórę, a rosa na trawie jest wilgotna? Zobacz, że las tylko pozornie jest cichy, ciągle coś się w nim porusza i przemieszcza. Usłysz jak gałązki skrzypią i trzeszczą pod łapkami zwierząt. Na skórze poczuj ciepłe promienie wschodzącego nad lasem słońca.
W tym właśnie lesie mieszka mała wiewióreczka Wiki. Wiki wraz z rodziną zajmuje bardzo wygodną dziuplę na wysokim buku. Rodzina wiewióreczki składa się z babci, dziadka, taty, mamy; są też oprócz dorosłych także małe wiewiórki – braciszek oraz siostra Wiki.
Mała wiewióreczka Wiki ma puszystą kitkę, małe sprytne rączki, którymi łapie orzechy oraz nóżki dzięki którym szybko biega i wspina się po drzewach. Bardzo lubi wszelkie zabawy na świeżym powietrzu, gry z innymi małymi wiewiórkami. Dobrze idzie jej rozwiązywanie zagadek i układanie puzzli. Domownicy chwalą ją za to, jaka potrafi być sprytna i uczynna dla innych.
Wiki dużo czasu spędza z członkami swojej rodziny, szczególnie z babcią. Uczęszcza też do leśnego przedszkola, gdzie przychodzą różne zwierzątka zamieszkujące okolicę. Są tu małe bobry, liski, dzięcioły, dziki a nawet niedźwiadki. Każde leśne dziecko wygląda i zachowuje się trochę inaczej od pozostałych. Mimo to potrafią wymyślać wspólne zabawy i w zgodzie spędzać czas. Nad porządkiem w przedszkolu czuwa pani Sowa. Jest to pani, o której inne zwierzęta mówią, że jest bardzo mądra i wie jak należy opiekować się leśnymi dziećmi. Pod jej opieką zwierzątka mogą czuć się bezpiecznie. Poza tym proponuje im niezwykle ciekawe zajęcia i zadania. Na przykład kiedyś robili postacie z kasztanów i żołędzi, czasem malują farbami na liściach drzew lub uczą się pisać pierwsze literki. Mała wiewióreczka Wiki cieszy się, że może przychodzić do przedszkola i spędzać wesołe godziny z dziećmi i panią Sową.
Pewnego dnia Wiki jak zwykle została zaprowadzona przez babcię do leśnego przedszkola, by pozostać tam przez część popołudnia. Wiewióreczka założyła kapcie i dołączyła do innych zwierzątek bawiących się zabawkami na dywanie z mchu. Pani Sowa przywitała ją miłym uśmiechem, na co Wiki również się uśmiechnęła. Wiki wraz ze zwierzątkami urządzali wyścig samochodzików wykonanych z łupin orzecha włoskiego, gdy pani Sowa poprosiła ich o poukładanie zabawek na półkach, ponieważ zaraz zaczną się zajęcia. A przygotowała dla nich coś interesującego. Później będą mogli wrócić do organizowania wyścigów.
Wiki pomyślała sobie: „To niesprawiedliwe, że pani przerywa nam zabawę w tym momencie, gdy bawimy się w najlepsze”. I dalej siedziała na dywanie z mchu trzymając w łapkach samochodzik. Tymczasem bóbr, dzik i niedźwiadek odłożyli swoje pojazdy na drewnianą półkę. Pani Sowa poprosiła, aby wszyscy usiedli przy stoliku i zaczęła rozdawać przybory potrzebne do zajęć. Były tam owoce jarzębiny, długie źdźbła trawy, świerkowe igiełki. Wiki pomyślała, że za chwilę będzie dziać się coś naprawdę interesującego. Miała nawet ochotę przyłączyć się do stolika pełnego leśnych skarbów, jednak była nadal zła na panią za przerwanie poprzedniej zabawy. Pani Sowa widząc, że Wiki siedzi samotnie na dywanie zachęciła ją do dołączenia się do kolegów:
- Wiki, chodź do nas, czekamy na ciebie.
- Nie – brzmiała krótka odpowiedź ze strony małej wiewióreczki.
- Chodź proszę, teraz mamy czas zajęć, potem znów pobawisz się tak, jak masz ochotę.
- Ale ja nie chcę brać udziału w zajęciach – upierała się Wiki.
- Dlaczego? – dopytywała pani Sowa.
- Bo tak – odpowiedziała wiewiórka, chociaż wiedziała, że pani Sowie może zrobić się przykro. Postanowiła robić to, na co ma ochotę.
Pani Sowa tymczasem wytłumaczyła małym zwierzątkom czym będą się zajmować. Okazało się, że przy pomocy leśnych skarbów wykonają piękne korale. Liski, dzięcioły i bobry robiły małe dziurki w owocach jarzębiny, a niedźwiadki i dziki nawlekały je na długie źdźbła trawy. Pani pilnowała, by praca szła sprawnie, pomagała w razie problemów, związywała supełki na końcówkach trawy, tak by tworzyły kółko i można je było zwiesić.
Wiewiórka Wiki jeździła po podłodze swoim samochodzikiem, jednak cały czas ukradkiem zerkała w stronę stolika, przy którym jej koledzy i koleżanki zajmowali się zadaniem wymyślonym przez panią Sowę. Poczuła że jest jej trochę smutno tak samej siedzieć. Poza tym samotna zabawa autem nie miała sensu, bo nie było z kim się ścigać.
Ociągając się odłożyła pojazd na półkę. Potem podeszła do stolika i patrzyła z bliska jak dzieci z zapałem tworzą sznury korali. Pani Sowa natychmiast zauważyła pojawienie się wiewióreczki i rzekła:
- Widzę że nabrałaś chęci do wspólnej pracy, proszę usiądź koło niedźwiadków i dzików.
Wiki usiadła na krzesełku i sprytnymi łapkami nawlekała owoce jarzębiny na trawę. Dzięki jej pomocy kolejne sznury korali powstawały bardzo szybko. Zwierzątka cieszyły się, że Wiki postanowiła dołączyć do stolika, bo była bardzo pomocna przy robieniu korali, poza tym bardzo lubili tę koleżankę. Wkrótce każde leśne dziecko miało własny sznur czerwonych koralików. Zaczęli nawzajem podziwiać jak wyglądają w tych ozdobach. Następnie wspólnie z panią zawiesili je na ścianie tak, by były dobrze widoczne.
Wiki była zadowolona ze swojej decyzji, by dołączyć do zajęć proponowanych przez panią. Żałowała jedynie, że tak długo zwlekała z podejściem do stolika. Gdyby podeszła od razu z wszystkimi dziećmi, wtedy mogłaby dłużej nawlekać jarzębinę, a bardzo przypadło jej do gustu to zajęcie. Pomyślała, że następnym razem, gdy pani Sowa zaprosi ich do wspólnych zajęć - dołączy natychmiast. Przecież pani Sowa ma tyle ciekawych pomysłów, szkoda byłoby gdyby wiewiórkę coś takiego ominęło.
Potem dzieci postanowiły dokończyć wyścigi samochodów. Wiki trzymając w łapce orzechowe autko pomyślała: „Jak dobrze być wśród dzieci, od razu robi się weselej”.
Po podwieczorku, na który podano malinowy budyń, przyszła po wiewióreczkę jej babcia i razem wróciły do rodzinnej dziupli. Wieczorem Wiki umyła buzię i ząbki, uczesała kitkę i przebrała się w ciepłą piżamkę.
Zasypiając przykryta puchatą kołdrą pomyślała o tym jak przyjemnie będzie następnego dnia znów wybrać się do przedszkola, gdzie są koleżanki i koledzy i opiekuńcza pani Sowa. Wiki zamknęła oczy i zasnęła.

Spójrz, nad starym bukiem z rodzinną dziuplą zapadła ciemna noc. Możesz usłyszeć jak mieszkańcy lasu udają się do swoich norek. Czy czujesz jak powietrze robi się coraz chłodniejsze? Las ze swymi mieszkańcami głęboko oddycha, odpoczywa przed kolejnym dniem. 

piątek, 6 grudnia 2013

Słowa, które leczą

Istnieje kategoria bajek, które nazywamy terapeutycznymi. Pisane są głównie z myślą o najmłodszych. Na księgarnianych półkach znaleźć możemy zbiory takich opowieści, najbardziej znaną z polskich autorek jest Maria Molicka. Bajka terapeutyczna może pomóc dziecku poradzić sobie z jakimś problemem. Dlatego najlepsze są bajki pisane indywidualnie dla konkretnego malucha, które uwzględniają jego cechy charakteru, skład rodzinny, sytuację życiową. Możemy sami modyfikować opowieść stworzoną przez terapeutę lub zbudować ją od podstaw. 
Brałam udział w kursach pisania takich bajek, ponieważ  rządzą nimi pewne reguły. Za pomocą metafory autor przedstawia trudność z jaką boryka się dziecko, oraz opisuje jak można sobie z tym poradzić. Dzieci lubią słuchać bajek, więc za ich pomocą łatwiej jest poruszyć nawet trudne tematy. Bajki terapeutyczne mogą pomóc w przezwyciężeniu traum, jak np. żal po stracie kogoś bliskiego, ale też pokazują jak poradzić sobie ze strachem w codziennych sytuacjach np. przed wizytą u dentysty. Są też takie, które wspierają pozytywne zmiany w rozwoju dziecka. 
W najbliższych dniach przedstawię Wam kilka tego typu bajek, które napisałam z myślą o znanych mi dzieciach. Może znajdziecie w nich coś dla siebie :) 

środa, 4 grudnia 2013

Podróże bajkonika

Bajkonik to blog z bajkami i opowieściami. Zabiera w podróż do krainy wyobraźni, a także dookoła niej.
Będzie o słowach, o zdaniach, o historiach. O tym, gdzie nas niosą słowa.
Przez wiele lat pisałam pamiętnik, w zwykłych zeszytach w kratkę umieszczałam wszystko co było dla mnie ważne. Dzisiaj staram się rozwijać umiejętność pisania w nieco innym kierunku. Czasem pomagam innym ubrać w słowa, to co chcą powiedzieć lub napisać.
Wierzę w moc słów. Wierzę że to co i jak mówimy opisuje jakimi jesteśmy ludźmi. Działa to też w drugą stronę - nasz świat będzie taki, jak go opiszemy.