czwartek, 4 września 2014

Bajka o lewym trampku

Trampki występują zwykle parami. Trampek bez pary jest jak osamotniona papużka-nierozłączka, nie pożyje długo samodzielnie. Bo po co w końcu komuś pojedynczy trampek? Chyba, że właściciel ma tylko jedną nogę, jednak jest to bardzo, bardzo rzadka sytuacja. A nawet jeśli taka się przytrafi, to potrzebny jest „ten właściwy” trampek czyli odpowiedni dla stopy, która funkcjonuje.
Karol był zwyczajnym chłopakiem, w wieku lat 16, miał dwie nogi i dwa trampki. Kupił je tuż przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, z nadzieją że przetrwają z nim najbliższe dwa semestry. Początkowo pachniały świeżością, charakterystyczną dla farbowanej tkaniny i gumowej, nieużywanej podeszwy. Biała podeszwa świeciła najczystszą bielą, a czarna tkanina miała prawdziwą głębię czerni. Po trzech dniach trampki dopasowały się do stóp Karola, tak że nawet nie czuł, że je nosi.

Mimo swojej sympatii dla nowych butów, Karol wkrótce zauważył, że z lewym trampkiem jest coś nie tak. Nie potrafił go szybko założyć ani zdjąć, trampek przeszkadzał mu zwłaszcza, gdy czas go naglił. Najpierw myślał, że to kwestia rozmiaru, ale przecież leżał na nodze jak trzeba. Potem przyszło mu do głowy, że może został uszyty z innego materiału, jednak też porzucił ten pomysł. W końcu doszedł do wniosku, że problem leży w sznurowadle. Wciąż się plątało! Przez to trudniej było lewy trampek zdjąć, a także założyć. Spowalniał Karola, gdy mu się śpieszyło, bo koledzy czekali na podwórku lub słychać było dzwonek na lekcję.
Chłopak wpadł na pomysł, że rozsądnie będzie wymienić uciążliwe sznurowadło. Dokupił więc parę sznurowadeł w dzikim, odblaskowym odcieniu zieleni. Po założeniu ich w dziurki poczuł pewną poprawę. Przynajmniej na jeden dzień, bo następnie problem wrócił jak bumerang. Karol zaplątawszy się w zielone sznurowadło upadł jak długi, podczas porannego biegu do autobusu.

      Mama Karola była zła na syna, że taki jest nieostrożny i nie dba o siebie. Z dezaprobatą patrzyła na jego lewy trampek, którego sznurowadło bardziej przypominało miskę spaghetti niż część buta. Zrozpaczony Karol tłumaczył rodzicielce, że to nie jego wina, że to lewy trampek wciąż przysparza mu kłopotów, powoduje upadki, spóźnienia, potłuczone kolana, a nawet słabe stopnie z matematyki.
Mama z politowaniem kręciła głową i radziła synowi, aby lepiej przykładał się do swoich zajęć.
Karol postanowił przechytrzyć lewy trampek i ponownie wysupłał sznurowadło. Podobnie zrobił z prawym, po czym zamienił sznurówki miejscami. Tym sposobem prawy trampek miał na sobie teraz „złośliwe” sznurowadło. Zadowolony ze swojego pomysłu założył obuwie i ruszył na boisko. Nie uszedł nawet stu kroków, kiedy potknął się i upadł. Sznurowadło w lewym trampku znów było rozwiązane i splątane w dziwny węzeł. Chłopak ze złości aż tupnął i usiadł załamany na najbliższym schodku, walcząc po raz setny ze swoją zmorą.

Kiedy tak siedział, wściekły i smutny szarpiąc za niesforne sznurki, zauważył nagle, że lewy trampek wygląda jakoś smutno. Było to pewnie tylko złudzenie, jednak trudno było się mu oprzeć. Trampek wyglądał tak, jakby chciał przeprosić Karola, za wszystkie kłopoty jakie mu sprawia.
Karol miał ochotę rzucić trampkiem hen daleko i wrócić do domu z jedną stopą bosą. Zrobiło mu się jednak żal trampka. Może to nie jego wina, że jest taki poplątany. Może czuje się gorszy niż jego prawy (lepszy?!) bliźniak. Może też czuje, że oskarżenia kierowane pod jego adresem są nieuzasadnione. Zupełnie jak Karol czuje się niesprawiedliwie potraktowany, kiedy mama wypomina mu błędy.
Karol ze współczuciem trzymał teraz trampek na kolanie. Łagodnie chwycił sznurowadło w palce obu dłoni i za jednym delikatnym szarpnięciem rozsupłał je. Potem założył but na nogę i uważnie, z namysłem zawiązał kokardkę, tak jakby trampek był w tej chwili najważniejszą rzeczą na świecie. Wstał ze schodka i ruszył przed siebie. Tego dnia lewy trampek pozostał posłuszny i nie plątał sznurowadeł.

Nie oznaczało to końca problemów z lewym trampkiem, od czasu do czasu nadal sprawiał kłopoty. Karol jednak nie zrzucał na niego całej winy, tylko cierpliwie przeznaczał mu trochę więcej czasu. I znów mogli być kumplami. 


4 komentarze:

  1. Bardzo mi siespodobal i tytul i bajka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Tytuł nawet mnie wydaje się intrygujący hihi

      Usuń
  2. Tak to już bywa z lewymi trampkami, you never know ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów dał o sobie znać mój fetysz z butami :D

      Usuń