sobota, 22 marca 2014

O czym mówią lisy cz.1

Leo wbrew temu co można podejrzewać na podstawie brzmienia jego imienia, nie był lwem, ale lisem. Rodzice chcieli, aby był odważny jak lew, dlatego nadali mu takie imię. Cała rodzina nie przepadała za popularną opinią, że lisy są chytre, sprytne i lubią oszukiwać. Rudy kolor ich futra wcale nie oznacza, że posiadają takie niekorzystne cechy. Zależało im, aby lisia rodzina kojarzona była bardziej szlachetnie, dlatego pierwszy mały lisek, który pojawił się w norze pod korzeniami sosny, został nazwany Leo.
Kiedy tylko Leo zaczął otwierać oczy, tata wyciągnął go na zewnątrz, aby mały od początku uczył się jak być Prawdziwym Lisem.
- Musisz być dzielny Leo, przestań się mazgaić! - upominał go tata, kiedy Leo stawiał pierwsze nieporadne kroki poza rodzinną norą. Plątały mu się łapki, leciał na pyszczek prosto w piaszczyste poszycie lasu. Upominany pomrukami taty szybko się podnosił i strzepywał igliwie z sierści. Tata chyba zapomniał jak to jest, kiedy pierwszy raz opuszcza się bezpieczną norę. W jej ciepłym, ciasnym wnętrzu mały lisek nie ma szans na wyćwiczenie siły w łapkach, bo ciągle wpada na rodzeństwo, rodziców lub wgłębienia w ścianach.

- Synu, jako najstarszy z rodzeństwa będziesz biegał najszybciej ze wszystkich i pomagał mi w polowaniu - komenderował tata patrząc jak Leo niepewnie stoi na drżących nogach.
- Dobrze, tato - zgodził się Leo pełen zapału, aby wspierać tatę we wszystkim - Zobacz już umiem się utrzymać na nogach!
- To jeszcze nie jest wszystko na co cię stać - obwieścił tata - Zobacz ja niepewnie stoisz na tych swoich chudych patyczkach. Cały się telepiesz z wysiłku.
- To trudne tak ustać - zasmucił się Leo, bo trzymał się na łapkach resztkami sił.
- Akurat stanie nie jest niczym trudnym. Szybkie i ciche bieganie to dopiero sztuka. Ale najpierw musisz nauczyć się chodzić. Proszę bardzo, prawa do przodu! Prawa, lewa, prawa, lewa!
Leo posłusznie podniósł prawą przednią łapę, a wraz z nią tylną. Próbując utrzymać się tylko na kończynach po lewej stronie, ponownie runął w piach.
- Co za niezdara - skomentował tata podbiegając do syna i szturchając go nosem, tak by mały mógł się podnieść - po co podnosiłeś łapę z tyłu?
- Powiedziałeś, żeby podnieść prawą, myślałem że tak trzeba - Leo był bliski płaczu.
- Wiesz kto chodzi w ten sposób? Osły! Wielbłądy! Wszystkie zwierzęta które żyją w niewoli! - wykrzykiwał tata, podskakując w złości wokół syna. Wzbijał przy tym chmurę kurzu, która podrażniła oczy małego liska. Mógł więc udawać, że łzy płyną z powodu kurzu. Był wyczerpany.
- No dalej, ostatnia próba i wracamy do nory - zakończył swój wybuch tata.
Lisek podźwignął prawą przednią łapę, a następnie bardzo skupiony na tym co robi dokładał kolejne, uważając by niczego nie pomylić. Udało mu się dotrzeć do otworu prowadzącego do rodzinnej nory. Tuż przed wejściem potknął się i upadł. Nie mógł już zatrzymać rozpędu, więc po prostu wtoczył się do środka, tratując siostrę i brata, którzy tam na niego czekali.
- Leo jeśli będziesz tak się wpatrywał w łapy, to jak chcesz coś upolować? - dopytywał tata, który podążał za synem.
- Jutro pójdzie mi lepiej - zapewnił Leo patrząc smutno na swoje brudne i zmęczone łapki - Zrobiłem postępy, prawda?
Spojrzał błagalnie na tatę.
- Niech będzie, nawet ci wyszło pod koniec - zdobył się tata na pochwałę.
Uradowany Leo zaczął opowiadać rodzeństwu o tym czego się nauczył, a tata wyruszył na polowanie.
Przez kolejne dni ćwiczyli coraz szybszy bieg. Leo dawał z siebie wszystko. Wracał do nory zawsze zmęczony, a w tym czasie jego siostra i brat bawili się na zielonej trawie koło domu, ganiając za motylami. Zazdrościł rodzeństwu, że nie mają takich obowiązków jak on, a jednocześnie był szczęśliwy że to właśnie jego tata wybrał na swojego pomocnika. Czasem dołączał do rodzeństwa żeby wraz z nimi powygłupiać się i pośmiać. Jednak zmęczenie brało górę nad chęcią zabawy i ostatecznie Leo leżał na kępie trawy a rodzeństwo szalało wokół niego.
Pewnego ciepłego wieczoru, gdy zapadał zmrok tata zadecydował:
- Leo, dziś pójdziesz ze mną na polowanie. Jesteś już wystarczająco przygotowany, żeby spróbować.
- Super tato, dziękuję - lisek podskoczył z radości.
- Nie ciesz się za prędko, mały, to będzie sprawdzian z tego co się nauczyłeś - ostrzegł tata.
- Powodzenia Leo - zawołał brat, a siostra pomachała kitką dodając mu otuchy, kiedy wychodził za tatą w ciemną noc.
Ojciec i syn ruszyli leśnym duktem, znanym tylko dzikim zwierzętom. Ludzie omijają takie ścieżki, które z pozoru porośnięte są krzewami, ale wystarczy pochylić się by zobaczyć, że wygodnie można pod nimi przejść. Lisy mknęły więc bardzo cicho, prawie niezauważone w leśnym mroku. Nad ich głowami toczyło się nocne życie: sowy hukały a nietoperze latały jak szalone łapiąc owady.
- Tato, ale fajnie! - wyszeptał Leo, chcąc podzielić się swoim nastrojem.
- Cicho młody, bo wszystko zepsujesz - ofuknął go tata. Szli więc w milczeniu, wybijając na ścieżce jak na bębnie, cichy wojenny rytm. Wreszcie znaleźli się w miejscu jakiego Leo jeszcze nigdy nie widział. Przed nimi stała ściana, która wyglądała jak zrobiona ze sztucznych drzew. Sztywnych i nienaturalnych, postawionych w równym rzędzie jedno obok drugiego. Tata wyjaśnił, że oto mają przed sobą płot, wykonany rękami Człowieka.
- Za płotem jest miejsce, które Człowiek uznaje za swoje. Oczywiście, jest to ziemia jak każda inna i należy do wszystkich, ale ludzie uwielbiają mieć różne rzeczy na własność, nawet takie których nie można posiadać - wyjaśnił tata.
- Wejdziemy tam? - chciał wiedzieć Leo.
- Oczywiście, wejdziemy. Człowiek trzyma tam mnóstwo jedzenia, którego nie jest w stanie sam zjeść. Zawsze zostaje mu więcej niż potrzebuje.
- Dzieli się z innymi? Zostawia je nam? - dopytywał lisek.
- Nie bądź głupi - obruszył się tata - Kiedy człowiek się zorientuje, że coś mu zostanie zabrane, robi straszną awanturę. Dlatego musimy uważać i będziemy się skradać.
Dokładnie tak jak zapowiedział tata, skradali się cicho po podwórku. Chowali się za wszystko, co znajdowało się na drodze - za krzewy, kamienie, posążki, szopy na narzędzia. Było tych kryjówek naprawdę mnóstwo.
- Idziesz jak słoń - upomniał tata - Idź szybciej i ciszej!
Leo miał świetny słuch i był przekonany, że porusza się bezszelestnie. Zrobiło mu się przykro, że tata nie docenia jego starań. Próbował więc ze wszystkich sił, by stawiać łapki delikatnie i z wyczuciem.
Pokonawszy ostatnią wolną przestrzeń znaleźli się przy małym budyneczku.
- To jest kurnik - wyjaśnił tata - Tam śpią teraz kury, a razem z kurami możemy tam znaleźć jajka. Ja wejdę do środka i wezmę, co nam trzeba. A ty stój na straży i pilnuj czy ktoś nie idzie.
Leo został więc sam w chłodzie nocy, rozglądając się uważnie. Nagle poczuł, że coś zbliża się do niego. Widział to w ciemności, było coraz większe. Jednak swoim lisim instynktem wyczuł, że to coś nie ma złych zamiarów, że bardzo się boi. W dodatku nie potrafi być cicho, tylko człapie. Jeśli Leo początkowo odrobinę się bał, to w tym momencie przestał. Rzucił w powietrze ciche:
- Cześć.
- Cześć - odpowiedział zalękniony głos.
- Kim jesteś? - zadał pytanie Leo.
- Jestem psem, nazywam się Dafi i pilnuję tego podwórka - wyjaśniła postać.
- Aha, a ja jestem lis Leo i przyszedłem tu na polowanie.
- Słyszałem o lisach, podobno my psy was nie lubimy, bo kradniecie ludziom jajka i kury.
- Kradniemy? Tata mówi że bierzmy tylko to, czego człowiek ma w nadmiarze - zdziwił się Leo.
- Mój pan kazał mi szczekać na lisy i je przeganiać - Dafi nagle zjeżył sierść, aby wydać się większy i groźniejszy. Leo przechył łeb, aby lepiej mu się przyjrzeć.
- Chyba możemy się dogadać. Obiecam, że weźmiemy tylko kilka jaj, tak by dużo jeszcze zostało dla twojego człowieka.
- Może być, ja nie lubię szczekać w nocy. Zwykle jest z tego więcej biedy niż pożytku.
Przyjemnie się z nim rozmawia, nie wiedziałem że psy są takie miłe, tata zawsze powtarza że to okropne typy - pomyślał Leo. Kiedy Dafi wrócił do budy, tata wychylił się z kurnika i razem zjedli kilka jaj. Wzięli ze sobą także parę sztuk dla czekającej w norze rodziny.
Leo chciał pochwalić się nawiązaną przyjaźnią, kiedy tylko rodzeństwo i mama otrzymali swoją porcję posiłku.
- Wiesz tato, rozmawiałem z psem na podwórku... - zaczął Leo.
- Jak to?! Z psem? To nasz wróg, mógł cię zabić, mógł zacząć szczekać i byłby to koniec polowania! - zaczął krzyczeć tata.
- On się bardzo bał, był mniejszy ode mnie... - tłumaczył Leo, ale czuł że zrobił coś bardzo złego.
- W ogóle nie rozumiesz, co to znaczy być lisem. Lis musi polegać na sobie, uciekać przed niebezpieczeństwem, czaić się - wyliczał tata.
- Myślałem, że można po prostu dogadać się z psami... - zasmucony lisek wpatrywał się w swoje łapki, bojąc się podnieść wzrok.
- Źle myślałeś! - zawarczał tata. - Tyle razy uczyłem cię, jak się skradać, jak zdobywać pożywienie, jak biegać, ale o dogadywaniu się z psami nie wpomniałem ani razu, zgadza się?!
- Tak, tato - przyznał Leo, ale w głębi serca poczuł się potraktowany niesprawiedliwie.
Nigdy nie będę tak wspaniałym lisem jak mój tata - pomyślał Leo - nie jestem wystarczająco dobry i odważny.
Cdn.

2 komentarze:

  1. Rodzice chcąc dobrze dla swych dzieci potrafią wyrządzić im krzywdę. Ciekawe jak potoczą się dalsze losy małego Liska (niekoniecznie chytruska)? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo na pierwszym planie stawiają własne dobro, zmuszając dzieci do realizowania ich niespełnionych ambicji ;)
      coming soon, tylko obrazek zrobię ;)

      Usuń