Z
lotu ptaka kraina Tulandia wyglądała jak rozsypane płatki kukurydziane na
niebieskim obrusie. W miarę zbliżania się do niej, okazywało się, że te
„płatki” są całkiem duże, że rosną na nich drzewa i bujne rośliny, a między
nimi przemieszczają się ludzie i zwierzęta. Na jednej z takich wysp mieszkała
mała Tilda.
Jej
wyspę otaczała woda błękitna jak niebo o poranku. Przez większość roku słońce
odbijało się w łagodnych falach tworząc złociste błyski na powierzchni morza. Co
jakiś czas przychodziła pora deszczowa, w trakcie której z nieba nieustannie
lało, a rośliny łapczywie spijały krople. Po tym okresie wszystko rozkwitało,
pachniało i wydawało owoce. Kiedy Tilda stała na skraju piaszczystej plaży,
widziała w oddali sąsiednie wyspy. Tata mówił, że jest ich wiele, może pięć, a
może piętnaście i wszystkie podobne do ich rodzinnej wysepki.
Tilda
myślała wtedy, że to niemożliwe że inne wyspy przypominają tę, na której
zamieszkiwała. Ta była przecież wyjątkowa. Nigdzie indziej nie było tak świeżej
wody, wylewającej się strumieniami z zimnych źródeł. Ani tak soczystych i
pysznych owoców. Ani tak miłych sąsiadów. Dziewczynka była przekonana, że ich
dom to najlepsze miejsce na ziemi.
Tilda
była niewielką dziewczynką, o śniadej cerze i kręconych jak sprężynki włosach,
sięgających ramion. Jej oczy były zielone niczym młode listki. Umiała już
trochę czytać i pisać, ale zdecydowanie bardziej wolała zabawy na świeżym
powietrzu. Rodzice chwalili ją za dużą samodzielność, ponieważ Tildzie nie
sprawiały już problemu takie czynności jak ubieranie, mycie zębów, ścielenie
posłania czy sprzątanie.
Mama
Tildy była wysoką kobietą, jej włosy również zwiały się we wspaniałe loki, były
jednak o wiele dłuższe niż te u córki. Oczy miała koloru czekolady i piękny
uśmiech. Jak wszyscy na wyspie doglądała domowego gospodarstwa, a poza tym
posiadała wyjątkową umiejętność jaką było zbieranie i suszenie ziół, z których
następnie przygotowywała lekarstwa. Okoliczni mieszkańcy ufali jej i często
przychodzili po poradę w sprawach zdrowia.
Tata
Tildy również był wysoki. To po nim Tilda odziedziczyła niespotykany kolor
oczu. Za to włosy taty były zupełnie proste i zabawnie sterczały ku górze, jak
kolce morskiego jeżowca. Tata często wsiadał w swoją niewielką łódkę i wypływał
na połów ryb. Nie oddalał się bardzo, jednak przywoził z tych podróży
niesamowite opowieści dla swojej córki.
-
Czy wiesz Tilda, że gdzie indziej plaże nie są piaszczyste, ale z kamyków –
powiedział jej kiedyś.
-
Niemożliwe! Przecież kamyki ranią stopy – niedowierzała dziewczynka.
-
Widziałem na własne oczy – zarzekał się tata.
-
Jak ludzie po nich chodzą?
-
Zakładają specjalne ochraniacze –
wyjaśnił.
-
Tato, a opowiedz o tych ogromnych muszlach, które widziałeś – poprosiła Tilda,
ponieważ sama uwielbiała muszelki, ale na swojej plaży znajdowała tylko niewielkie
okazy. Sporządzała z nich później wisiorki, naszyjniki i bransoletki.
-
Jedna z tych muszli była tak wielka, że zmieściłabyś się w niej cała. Miała
piękny różowy kolor, pasowałaby do Twojego pokoju. Została jednak zamieszkana
przez starego Króla Krabów… - rozpoczął tata swoją opowieść, a dziewczynka siadła
koło niego zasłuchana. Była pewna, że i ona pewnego dnia wyruszy w podróż. Tata
obiecywał, że jeśli tylko trochę
podrośnie, to zabierze ją ze sobą na połów ryb.
Z
utęsknieniem Tilda czekała, kiedy będzie mogła udać się z tatą na podbój morza.
Codziennie podchodziła do pnia drzewa, na którym tata oznaczył grubą kreską
dokąd ma sięgać czubek jej głowy, aby była wystarczająco duża na wyprawę.
Pewnego
dnia, gdy jak zawsze odbywała ten rytuał usłyszała jak z okna ich domku
dochodzą podniesione głosy. To mama i tata głośno rozmawiali. Dziwnie to
brzmiało, jakby byli bardzo na siebie zdenerwowani. Zwykle mówili spokojnie, a
tym razem, coś sprawiło, że niemalże krzyczeli. Tilda zaniepokojona wróciła szybko
do domu. Kiedy tylko znalazła się przy rodzicach, oni natychmiast zamilkli.
Mama odwróciła się do stołu i zaczęła energicznie kroić warzywa na obiad. W jej
oczach Tilda zobaczyła łzy. Tata oddychał ciężko i zamiast ust miał teraz wąską
kreskę. Wyszedł szybkim krokiem bez słowa. Tilda nie wiedziała co powinna
zrobić, czy biec czym prędzej za tatą czy też przytulić i pocieszyć mamę. Stała
niezdecydowana parę sekund, które ciągnęły się niczym wieczność. Najpierw więc
szybko uściskała mamę, a potem wybiegła za tatą. On jednak zdążył już zepchnąć
łódź do wody i wskoczyć do niej, chociaż tego dnia już nie musiał zarzucać
sieci na połów. Odpływał od brzegu, a Tilda stojąc na jego skraju krzyczała za
nim:
-
Tatooooo!
On
zajęty wiosłowaniem, nie słyszał głosu córki spoza plusku wody. Tilda mogłaby
śmiało wskoczyć do morza i dogonić go płynąc wpław, była przecież doskonałą
pływaczką. Lecz w tym dziwnym momencie woda wydawała jej się mało przyjazna i
bezpieczna. Wróciła do chatki, gdzie pomogła mamie przygotować obiad z warzyw i
ryb. Gdy danie stało na stole, ciepłe i parujące, mama wraz z Tildą zasiadły do
posiłku. Wtedy też córka odważyła się zadać pytanie:
-
Co się dzisiaj stało?
Mama
tylko westchnęła i odpowiedziała wymijająco:
-
To są sprawy dorosłych.
-
Gdzie popłynął tata? – nie dawała Tilda za wygraną.
-
Też chciałabym to wiedzieć – odparła mama smutno. Dziewczynka zrozumiała, że
lepiej nie pytać o nic więcej, bo mamie znowu zbiera się na płacz. Więc również
tylko westchnęła głęboko i zabrała się za jedzenie.
CDN.
Szkoda, że nie ma komentarzy .To naprawdę bardzo mi się nie podoba.
OdpowiedzUsuńWczoraj o tym blogu się dowiedziałem. Dużo czasu spędzę na tym blogu.
OdpowiedzUsuńMało jest komentarzy. Komentarzy pod tym artykułem powinno być bardzo dużo.
OdpowiedzUsuńFajny blog. Na pewno na tym blogu spędzę dużo mojego wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog. Na pewno na ten blog wrócę.
OdpowiedzUsuńDużo jest komentarzy . To na pewno jest bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńPewnie dużo osób tutaj wejdzie. Takie jest moje zdanie.
OdpowiedzUsuń